niedziela, 14 czerwca 2015

Rozdział 30

Ewelina
Już jutro ostatni mecz Borussii w tym sezonie, później mecze reprezentacyjne i będziemy mogli odpocząć z Marco. Dzięki znacznej pomocy Łukasza przygotowania na imprezę-niespodziankę Reusa przebiegły pomyślnie. Pradę mówiąc to Piszczek prawie wszystko zorganizował a pomógł mu w tym Kuba. Chłopaki już są w Berlinie, ja wylatuję dziś wieczorem. Marco nie wie, że będę na meczu, myśli że będę kibicować przed telewizorem. Wiadomość o tym, że nie jadę do Berlina bardzo go zasmuciła, ale to ma być kolejna niespodzianka.

Marco
Jesteśmy w Berlinie. Jutro ważny mecz. Może uda nam się wywalczyć jakiś tytuł w tym beznadziejnym sezonie. Ewelina nie mogła z nami przyjechać. Szkoda. Myśl że siedzi na trybunach dodała by mi więcej mocy, ale wiem że będzie nam kibicować z całych sił. Za niedługo wyjedziemy na wakacje. Tylko ja i ona. Mam co do nas pewne plany. Trochę się ich obawiam, ale muszę zaryzykować.

Ewelina
Wysiadałam z taksówki i udałam się na lotnisko. Kiedy przyszedł czas wsiadałam do samolotu. Podróż była krótka. W każdym miejscu Berlina były ustawione banery informujące o jutrzejszym meczu. Później odbędzie się tu finał Ligi Mistrzów. Zarezerwowałam pokój w hotelu, który znajdował się w miarę blisko stadionu. Pokój był przytulny. Ale brakowało mi Marco. Strasznie się z nim zżyłam. Kocham go. Jutro do Berlina ma zawitać także Mario i Lewy, których nie może zabraknąć na urodzinach ich przyjaciela. Z Mario jest straszna papla ale przysięgał że nic nie powie Reusowi. Było już późno, więc położyłam się spać

Marco
Już dziś ten mecz. Od rana czuć nerwową atmosferę. Mam nadzieję, że wygramy. Musimy wygrać. Pojechaliśmy na stadion, by się rozruszać przed meczem.
- Ej coś ty taki spięty? Przecież to wygramy - zaczepił mnie Auba.
- Tego nie możemy być pewni - powieszałem
- Co z ciebie taki pesymista? Musimy wygrać dla trenera.
- Masz rację - odpowiedziałem i przyśpieszyłem.

Ewelina
Ubrałam się w koszulkę Borussii z nazwiskiem mojego ukochanego. Byłam podekscytowana. Wiedziałam, że będzie dużo kibiców naszych Pszczółek. Ruszyłam na stadion. Kiedy już byłam zajęłam moje miejsce na trybunach i czekałam z niecierpliwością. Stadion zapełnił się momentalnie kibicami obydwóch drużyn. Każdy wierzył w wygraną swojego ulubionego klubu. W końcu z tunelu zaczęli wychodzić piłkarze. Tradycyjnie jak na każdym meczu przywitanie obu drużyn, zdjęcia no i pierwszy gwizdek. Borussia nie mogła lepiej zacząć tego spotkania, piąta minuta i bramka Aubameyanga. Kibice BVB wpadli w szał radości. W 19 minucie mogło być już 2:0 ale w dogodniej sytuacji Marco spudłował. Kurde miał stu procentową sytuację. Jak to niektórzy mówią niewykorzystane sytuacje lubią się mścić. Tak było w tym przypadku. w 22 minucie było 1:1. A później była 33 i 38 minuta. Żółto-czarni schodzili na przerwę przegrywając 3:1. Miałam nadzieję, że w szatni Klopp wstrząśnie zespołem, że wyjdą na druga połowę zdeterminowani i odwrócą losy spotkania. Niestety w drugiej połowie nie padł żaden gol. Drużyna przeciwna cieszyła się z dobycia trofeum, a Borussii nie udało się godnie pożegnać naszego trenera. Widziałam smutek naszych piłkarzy. Nie myśląc o niczym ruszyłam w stronę murawy.
- Marco! - zawołałam i patrzyłam jak blondyn z zdezorientowaniem szuka tego kogoś kto go zawołał. W końcu mnie zobaczył. Cień uśmiechu pojawił się na jego ustach. Ruszyłam w jego kierunku. Przytuliłam go.
- Hej - powiedział smutno kiedy oderwaliśmy się od siebie.
- Ej nie smuć się. Nie to trofeum to inne - pocałowałam go.
- Miałem taką szansę... - westchnął. Teraz przez tydzień albo i dłużej będzie rozpamiętywał tą sytuację. Rozumiem go, ale czasami podchodzi zbyt emocjonalnie.
- Nic się nie stało - pocieszałam go.
- Wcale. A tak w ogóle co ty tu robisz? - opamiętał się.
- Przyjechałam wam kibicować. Chciałam ci zrobić niespodziankę, ale widocznie się nie cieszysz.
- Cieszę się, że tu jesteś, ale przegraliśmy.
- Marco ale...
- Nie! Mogłem strzelić na 2:0 ale to spieprzyłem! - krzyknął. - Przepraszam nie chciałem - przytulił mnie.
- Okej nic się nie dzieje, ale nie smuć się już - powiedziałam przytulona do niego.
- Spróbuję. Idę sie przebrać - puścił mnie i ruszył do szatni.
On poszedł do szatni a ja poszłam do innych piłkarzy, którzy byli jeszcze na murawie.

Marco
Ja piernicze!!! Jak ja mogłem to tak spieprzyć! Wszyscy liczyli na zwycięstwo a ja mogłem im go dać! Jeszcze ona tu była. Widziała wszystko. Przyjechała dla mnie a ja na nią nawrzeszczałem. Jestem beznadziejny! W szatni byłem pierwszy. Dobrze nie chciałem z nikim gadać. Nie che żeby mnie pocieszali. Chcę iść teraz do Eweliny. Kiedy wyszedłem spod prysznica w szatni byli już wszyscy. Nikt praktycznie nic nie mówił.
- I tak nie jest źle - zaczął Kuba - po tak beznadziejnym sezonie znaleźliśmy się w finale.
- Który mogliśmy wygrać- mruknąłem.
- To nie ważne. Byli lepsi trudno - powiedział Hummels.
- Lepsi - prychnąłem. Przecież nikt mi nie powie prosto w oczy "spieprzyłeś to".

Ewelina
Czekałam przed stadionem na Marco. Jutro jego urodziny, wszystko przygotowane a on w takim humorze. Kurde nie przewidziałam tego że przegramy. Kiedy tak czekałam ktoś podszedł i złapał mnie od tyłu
- Dziękuję że tu jesteś - szepnął Marco
- Nie ma za co - odwróciłam się i go pocałowałam.
- Kiedy wracamy? Mamy już oficjalnie wolne, więc możemy robić co chcemy.
- Może po jutrze? - zaproponowałam. Marco poparzył się na mnie ze zdziwieniem
- Chcę pozwiedzać Berlin - pozwiedzałam
- Okej - powiedział i ruszyliśmy do hotelu.

Po dłuższej przerwie mamy 30! Trochę o niczym, ale następny rozdział powinien być lepszy :D
Jak widzicie wtrąciłam tu też Marco jako narratora. Rozdziały będą dzięki temu dłuższe i możecie poznać punt jego myślenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz