niedziela, 24 maja 2015

Rozdział 29

Gdy przeszliśmy, większość chłopaków już była a z nimi ich partnerki.Przywitaliśmy się z wszystkimi i każde z nas poszło w swoją stromę. Marco do chłopaków, a ja zauważyłam Agatę i Ewę więc poszłam do nich
- Cześć Ewelina - przywitały mnie.
- Cześć dziewczyny, dawno was nie widziałam.
- Nie przesadzaj - powiedziała Ewa.
- Co słychać? - zapytałam.
- Wszystko w porządku. Teraz jak Łukasz wrócił do gry mam trochę spokoju, nikt mi nie marudzi - zaśmiała się.
- Tak, wiem co to znaczy - odpowiedziałam jej.
- Ja, też znam ten ból - odpowiedziała ze śmiechem Agata.
- Z czego się tak śmiejecie? - zapytał Marco, witając się z dziewczynami.
- A co pośmiać się już nie wolno?
- Nie no wolno wolno - odparł Marco.
- Hej Ewelina - usłyszałam Aube.
- O nie, tylko nie ty - powiedziałam mu.
- No nie mów że mnie nie lubisz - zrobił smutną minkę.
- Ciebie nie da się nie lubić - odpowiedziałam i poklepałam go po ramieniu.
- No ja myślę - wyszczerzył się.
- Z tym to chyba masz problem - odparłam mu.
- Ha ha ha, zabawna jesteś. Oficjalnie jestem na ciebie obrażony - skrzyżował ręce na piersi jak małe dziecko.
- Myślałam, że nie doczekam tego dnia - wystawiłam mu język. Razem z Gabończykiem mogliśmy się tak przedrzeźniać przez cały czas. Lubiłam go i jego poczucie humoru. Poszłam przywitać się z tymi którzy dopiero niedawno przyszli. Atmosfera jak zwykle była super. Zjawił się nawet trener.
- Oho kontrola idzie - zaśmiał się Łukasz.
- Ja widzę, że kontrol już macie - popatrzył na nas i się uśmiechnął. - Dziewczyny was chyba dobrze pilnują z tego co widzę.
- Ktoś musi - skomentowała dziewczyna Hummelsa.
- Ewelina - dźgnął mnie w bok Łukasz.
- Kurde, debilu! Nie umiesz normalnie podejść i zagadać?
- He he, wiesz że lubię ci tak robić, fajnie się wkurzasz. Chciałaś pogadać ze mną no nie?
- Tylko to cię ratuje żeby się nie obraziła - pogroziłam mu.
- I tak mnie kochasz - przytulił mnie. - To co chcesz wiedzieć?
- Możemy iść gdzieś indziej. Gdzie nie ma tylu ludzi? - zapytałam.
- Ooo robi się gorąco - uśmiechnął się.
- Ej Łukasz - pokręciłam głową z rezygnacją.
- Chodź do kuchni - zaproponował, więc tam poszliśmy - No więc?
- Jak wiesz, za niedługo Marco będzie miał urodziny, a dzień wcześniej gracie w Berlinie. Chciałabym zapytać czy znasz jakieś fajne lokale czy coś w tym stylu, żeby zrobić imprezę niespodziankę.
- Pewnie, że znam. Jeden jest taki fajny. Myślę że się nada - powiedział.
- Pomógł byś mi? - poprosiłam go. - Proszę, proszę proszę - zrobiłam słodką minkę.
- Jasne, że ci pomogę - powiedział.
- Dziękuję, jesteś kochany - pocałowałam go w policzek.
- Wiem - powiedział ze swoją zwykła skromnością. - Obiecuję, że Marco będzie zadowolony.
- To dobrze.
- Co wy tu tak we dwójkę siedzicie co? - zapytał Kuba kiedy wszedł do kuchni. - Mam zawołać Marco i Ewę hmm?
- Miałam sprawę do Łukasza - odpowiedziałam mu.
- Aha dobra. Pewnie nie powiecie o co chodzi - powiedział.
- Kubusiu dowiesz się w swoim czasie - puściłam mu oczko.
- Okej, a teraz chodźcie do ogrodu, bo chcę pogadać z kimś normalnym.
Uwielbiam chodzić na takie spotkania Pszczółek. Jest fantastycznie. Wszyscy żartują i śmieją się. Oczywiście impreza była bez alkoholowa, ale i tak wszyscy wspaniale się bawili i wygłupiali. Zastanawiałam się czy na pewno jestem w towarzystwie dorosłych mężczyzn czy dzieci. Nasza sytuacja wyglądała już dobrze. Kto by pomyślał, że drużyna która po pierwszej rundzie zajmuje ostatnie miejsce, będzie walczyła o Ligę Europy? Chyba tylko najwierniejsi kibice w to wierzyli. Za tydzień czeka nas pożegnanie z naszym trenerem no i z Sebastianem. Za tydzień ostatni mecz sezonu z Werderem. Cieszę się, że to koniec sezonu, ale z drugiej strony jest mi smutno. Nie chcę żegnać naszego trenera, myślę, że nikt nie chce.
- Nad czym tak myślisz? - zagadnął Eric.
- A nic. Smuto będzie bez Jurgena - powiedziałam i popatrzyliśmy na wygłupiającego się z piłkarzami Kloppa.
- Masz rację. To już nie będzie ta sama Borussia. Ale zawsze tak musi być, że po jakimś czasie ojciec opuszcza swoje dzieci, by te mogły żyć samodzielnie - powiedział.
- O wow, ale refleksja - szturchnęłam go w ramie.
- No widzisz - zaśmiał się.
- Jak tam? - zapytał Marco podchodząc do nas. Usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem.
- W porządku. Eric dzielił się ze mną swoimi refleksjami - powiedziałam.
- Na temat? - dopytywał się.
- To już nasza tajemnica - dałam mu całusa w policzek.
- Okej - odpowiedział - Patrz na trenera, bawi się jak dziecko.
- Myślisz, że dobrze zrobił? - zapytał Durm blondyna.
- Nie wiem. To jego decyzja. To bardzo dobry trener i poradzi sobie wszędzie.
- Co tam dzieci? - po jakimś czasie podszedł do nas trener.
- Dobrze tatusiu - odpowiedział Marco.
- Dawno się tak dobrze nie bawiłem, ale stary ojciec musi już iść. Trzymajcie się. Nie imprezujcie za bardzo bo sezon jeszcze się nie skończył - pożegnał się z nami i wyszedł.
Chłopaki powygłupiali się jeszcze. Z dziewczynami trochę poplotkowałyśmy. Po północy wszyscy zaczęli się rozchodzić. Ja z Agatą i naszymi partnerami zostaliśmy trochę dłużej. Pomogliśmy Piszczkom w sprzątaniu.
Z tymi głupkami nawet sprzątanie może być zabawne. Łukasz plus Kuba plus Marco to się równa mieszanka wybuchowa.
- Jeszcze Aubameyanga tu brakuje i całkiem byśmy ześwirowały - powiedziałam do dziewczyn.
- Dokładnie, przecież z nimi nie można się nigdzie pokazać, bo tylko wstydu narobią.
- My? - zapytali chórem z niewinnymi minami.
- A kto? - odpowiedziała Ewa.
Sprzątanie nie zajęło nam dużo czasu. Po pół godziny mogliśmy już iść do domu. Noc była ciepła, także fajnie szło się do domu. Szłam przytulona do Marco.
- jesteście walnięci - powiedziałam mu.
- Wiem i dlatego tacy niepowtarzalni - zaśmiał się.
- Masz rację.
Kiedy byliśmy w domu stałam się nagle strasznie zmęczona. Poszłam do naszej sypialni i przebrałam się. Poszłam do łóżka, gdzie leżał już Marco, przytuliłam się do niego i momentalnie zasnęłam.

Chwilkę mnie nie było, ale mam taki urwanie głowy. Do napisania tego rozdziału brałam się już kilka razy, ale nic nie mogłam wymyślić. Wiem, że rozdział nie porywa, ale jakoś brak weny ostatnio, a chce już pomału kończyć to opowiadanie.

niedziela, 10 maja 2015

Rozdział 28

Po tym emocjonującym meczu kibice długo nie mogli zapomnieć, co wcale mnie nie dziwi. Niestety Marco znowu doznał kontuzji. Ten sezon to całe pasmo kontuzji. Na szczęście to nie groźnego. Myślę, że zwycięstwo nad Bayernem trochę złagodzi jego ból. Widać już u niego zmęczenie tym sezonem.
Wielkimi krokami zbliżają się urodziny mojego ukochanego. Oczywiście dzień wcześniej jest bardzo ważny mecz przeciwko Wolfsburgowi w Pucharze Niemiec. Wiem że najlepszym prezentem dla Marco byłoby zdobycie tego trofeum. Liczę na to, że mu się uda. Mam tylko jeden problem. Mianowicie finał odbywa się w berlinie, a dzień później są urodziny Reusa, więc imprezę będę musiała zorganizować tam, a Berlina nie znam. Brdę musiała to jakoś wykombinować. No przecież Łukasz grał kiedyś w Herthcie, czyli zna miasto. Pogadam z nim. Myślę że się zgodzi mi pomóc. Kurde tylko co kupić blondaskowi na urodziny? Kompletnie nie mam pomysłu. Będę musiała nad tym intensywnie pomyśleć, bo to tak się wydaje, że jeszcze dużo czasu, ale czas szybko leci. Wczoraj pszczółki wygrały mecz z klubem właśnie z Berlina. Byliśmy razem z Marco na stadionie i dopingowaliśmy naszych. Uwielbiam przebywać tam na trybunach pośród kibiców. Tam jest taka atmosfera, że przez tydzień chodzi się naładowanym pozytywną energią. Całkiem inne uczucia miał Reus. On nie cierpi siedzieć i patrzeć jak jego koledzy walczą. On chciałby być tam z nimi, z nimi walczyć. Widziałam jak to przeżywa. Najchętniej to by zszedł z tych trybun i grał razem z nimi. W następnym meczu może już zagra. Ale nasz kochany Piszczu wrócił. Chciałabym, żeby w następnym sezonie nie było tyle kontuzji co w tym. Jeden się wykurował to następnemu coś się stało.
Postanowiłam zadzwonić do Łukasza, żeby z nim pogadać. Odebrał po trzecim sygnale
- No hej Ewelina - usłyszałam jego głos w słuchawce
- Hej Łukaszku najukochańszy - przywitałam się.
- Dobra, co chcesz? - Zapytał ze śmiechem
- Ej, czemu uważasz że coś od ciebie chcę - oburzyłam się.
- Bo zwykle tak mnie nie witasz?
- Dobra, od dziś zacznę.
- Ok, tylko po to dzwonisz, żeby mi to powiedzieć? - zapytał
- Nie stęskniłam się za twoim seksownym głosem - odpowiedziałam bardzo poważnie. - A tak na serio to chciałabym się z tobą spotkać.
- Aha, mam się bać? - On tak czasem ma, że nie bierze niczego na poważnie
- Tak masz się bać, bo mam wobec ciebie niecne plany - roześmiałam się.- A tak serio to możemy się zobaczyć czy nie?
- A o co chodzi? - No w końcu trochę spoważniał
- Muszę się ciebie poradzić. Mogłabym do ciebie wpaść?
- Jasne, że możesz. Przyjdź dziś wieczorkiem. Jak chcesz to weź ze sobą blondaska, no chyba że nie chcesz to nie bierz. Może zaprosiłbym Kubę i Aubę, a może nie - nie wiem czemu ale zawsze jak zaczyna tak mówić to mnie to denerwuję, on o tym wie i specjalnie to robi
- Piszczu jak nie przestaniesz tak gadać to ci obiecuję, że twoja kontuzja może się powtórzyć. Możesz zaprosić tych głupków, ja wezmę swojego głupka i będzie was czterech.
- Powiem im że tak na nich mówisz - zagroził - ale przecież nie jestem głupkiem.
- Oczywiście że nie Łukaszku pomyliłam się w liczeniu. Wpadniemy tak koło osiemnastej okej?
- Dobrze, będę czekać niecierpliwie na twoje niecne plany. Do zobaczenia - powiedział i się rozłączył. Uwielbiam te nasze inteligentne rozmowy. Najgorzej jest więcej piłkarzy. Na przykład wspomniani wcześniej Kuba i Auba. Jak oni się zejdą z Łukaszem to już nie da się normalnie pogadać. Ale nie da się ukryć, że między innymi za to ich kocham.
- Z kim rozmawiałaś? - zapytał Marco kiedy wszedł do kuchni.
- Z Łukaszem. Idziemy dziś do niego. Będzie Kuba i Pierre i jak znam Piszczka jeszcze ktoś. Możliwe, że pół drużyny.
- A coś tam wczoraj mówił, że przydało by się spotkać i jakoś uczcić jego powrót. - No tak oczywiście, zawsze znajdą powód, żeby się spotkać. Fajnie, że lubią się też prywatnie. Wszyscy tam się lubią. To taka zgraja, wielka rodzina, którą uwielbiam. W Arsenalu tak nie było, niby też wszyscy się lubili, ale tworzyli między sobą takie grupki.
- Aha, super. kolejny wieczór z zgrają głupków - powiedziałam do niego
- Głupków? Jesteś pewna że użyłaś właściwego określenia? - uniósł jedną brew do góry. - Może chodziło ci o kolejny wieczór z bardzo fajnymi. mądrymi i przystojnymi chłopakami, hm? Chociaż nie przystojny to jestem tylko ja - po tych słowach wybuchłam niekontrolowanym śmiechem.
- Ha ha ha, nie no to było dobre - powiedziałam nadal się śmiejąc
- Ej, no co?
- Skromny jesteś. Wiesz co jednak chodziło mi o to co powiedziałam. O głupków.
- Osz ty. Nie lubię cię - wystawił mi język i zaczął do mnie podchodzić. Wiedziałam, że rzuci się na mnie i zacznie łaskotać, więc szybko wstałam z krzesła i uciekałam do salonu, a on zaczął mnie gonić. No i tak biegaliśmy po kuchni, salonie korytarzu. Niestety Marco jest szybszy i mnie złapał. Położył mnie na kanapie, usiadła na mnie i zaczął łaskotać. Myślałam że pęknę ze śmiechu.
 - MARCO! - krzyczałam śmiejąc się - Marco proszę przestać, błagam cię
- Co masz dość? - Zapytał z uśmiechem
- Tak mam dość. Miałeś rację chodziło mi o fajnych, inteligentnych chłopaków i jednego przystojnego - w końcu przestał. Na bank będę mieć czkawkę.
- Tak już lepiej. - powiedział i dał mi buziaka.
- Nie żeby coś, ale troszkę ciężki jesteś. Może wymienilibyśmy się miejscami - zaproponowałam
- Noo dobra - no i teraz to ja siedziałam na nim. Mogłabym się na nim teraz zemścić, ale wiem że zaraz to on znowu by na mnie siedział, więc postanowiłam być grzeczna.
- Kocham cię - powiedział kiedy leżeliśmy przytuleni do siebie w salonie
- Wiem. Ja ciebie też - powiedziałam i pocałowałam go w policzek.
- Mam szczęście, że cię mam. Wojtek jest głupkiem, że cię zdradził - stwierdził
- Jakby mnie nie zdradził, to bym od niego nie odeszła i bym nie była z tobą - zauważyła
- No tak, masz rację. Jest głupkiem ale z korzyściom dla mnie - teraz to on mnie pocałował. - Pamiętam jak zobaczyłem cie pierwszy raz, na tej imprezie. Przyszłaś wtedy z nim. Byliście tacy szczęśliwi, a ja byłem szczęśliwy z Carolin, wtedy jeszcze nie przypuszczałem, że to się tak potoczy. Musze jednak przyznać, że zrobiłaś wtedy na mnie duże wrażenie, choć nie spodziewałem się, że będziesz taka otwarta. Później siedzieliśmy na tej ławce z Mario.
- Tak pamiętam. Po tym pokłóciłam się z Wojtkiem - jesteśmy już ze sobą długo, ale nigdy nie gadaliśmy o naszym pierwszym spotkaniu.
- Tak, Robert coś wspominał. Później przyjeżdżałaś na mecze, a ja coraz bardziej się zakochiwałem. Kiedy przyjechałaś do mnie po tym jak Carolin mnie zostawiła, poczułem że tez nie jestem ci obojętny. Wiedziałem tez że jesteś szczęśliwa z Wojtkiem. A kiedy zobaczyłem cię przed moimi drzwiami zapłakaną, od razu wiedziałem co się stało. Z jednej strony się ucieszyłem, ale z drugiej było mi cie strasznie żal. Nie byłem gotowy na nowy związek, ale coś mnie do ciebie pchało.
- Tak serio tez nie byłam gotowa, ale też mnie coś do ciebie pchało. Wiedziałam że z tobą będę szczęśliwa, że mnie nie zranisz. I muszę stwierdzić, że też spodobałeś mi się wtedy na imprezie. Może byliśmy sobie już wcześniej pisani, tylko musieliśmy przejść taką drogę, żeby docenić siebie - powiedziałam.
- Może tak - przytulił mnie mocno. - Fajnie tak czasem pogadać.
- Fajnie. Ale wiesz co, jak się zaraz nie ruszymy to spóźnimy się do Łukasza - powiedziałam patrząc na zegarek. Była siedemnasta, a ja musiałam się jeszcze przebrać.
- Masz rację. Idziemy na nogach? - Łukasz mieszka niedaleko od nas, droga zajmuje około piętnaście minut spacerkiem, a niedaleko niego mieszka Kuba.
- Zapowiada się ładny wieczór także możemy się przejść - powiedziałam i poszłam do góry się przebrać


Długo się zabierałam za ten rozdział i nie miałam na niego pomysłu, więc wyszło takie byle co...
Mam już koniec, tylko tego środka jakoś nie mogę wymyślić, ale będę coś kombinować :)

sobota, 2 maja 2015

Rozdział 27

Dziś jest ten dzień. Dzień meczu na który czekałam. Borussia Dortmund - Bayern Monachium, półfinał Pucharu Niemiec. Szkoda tylko że odbywa się na Allianz Arena, a nie u nas. Jeszcze w dodatku Marco ma zagrać, Nie mogę się doczekać tego meczu. Niestety nie pojechałam z chłopakami, zostałam w domu. Będę kibicować przed telewizorem. Nasze pszczółki wczoraj wyjechały. Dziwnie jest w domu bez Marco tak spokojnie, pusto - za pusto jak dla mnie.
- Tylko pamiętaj macie wygrać - powiedziałam mu kiedy wyjeżdżali
- Oczywiście, damy z siebie 200% - pocałował mnie i wyszedł z domu.
Będzie musiał zagrać kolejny mecz przeciwko Mario i Robertowi. Tworzyli tak zgrany team a teraz są przeciwko sobie. Dobrze, że ich przyjaźń nie ucierpiała. Cały dzisiejszy dzień żyłam tym meczem, pozostali mieszkańcy Dortmundu też. Tutaj ten klub to religia. Bardzo trudno dostać bilet na mecz, ponieważ tak szybko się rozchodzą. Dziś nie można usłyszeć innego tematu niż mecz. Przed meczem wysłałam SMS do Marco "Trzymam kciuki. Na pewno wygracie, daj siebie wszystko. Kocham Cię ;*"
Przed telewizorem usiadłam o 20:00, ponieważ nie mogłam się już doczekać. W końcu się zaczęło. Kibice Bayernu przygotowali oprawę, dużo gorszą od tej którą przygotowują nasi kibice i w dodatku podkradli nas pomysł. Rbery jako Batman a Robben jako Robin.Początek wyrównany. Borussia zaczęła dobrze. Przez pierwsze minuty nic się nie działo, obie drużyny atakowały, ale bezskutecznie. Po około piętnastu minutach gra żółto-czarnych siadła. Praktycznie cały czas się bronili i nie mogli przeprowadzić swojej akcji. Muszą się wziąć w garść. Jak tak będą grać na pewno przegrają. Bayern raz po raz atakował i w trzydziestej minucie zdobyli gola. Kto? Lewandowski, znowu nam strzelił, tylko że tym razem już cieszył się z gola. Myślałam, że wyrzucę telewizor przez okno, ale się powstrzymałam,  ponieważ wierzyłam że nasi wyrównają, a później strzelą decydującego gola.  Pierwsza połowa i tak skończyła się szczęśliwie bo tylko przegrywaliśmy 1:0. Po przerwie piłkarze wrócili na boisko, miałam nadzieję, że Klopp ich zmotywował i go nie zawiodą. Obie drużyny wyszły w tych samych składach. Piłkarze Bayernu wymieniali miliony podań, a piłkarze Borussii próbowali im przeszkodzić lecz bezskutecznie. W 55 minucie Lewy strzelił, ale mieliśmy szczęście bo tylko w poprzeczkę, odetchnęłam z ulgą. W naszym polu karnym Schmelcer zagrał ręką, ale sędzia tego nie zauważył. Piłkarze Bayernu byli wściekli, a Guardiola, myślałam że znokautuje tam sędziego. No proszę rolę się odwróciły nasz trener siedzi spokojnie, a trener Bayernu biegła wściekły koło linii. Niech mają za swoje pomyślałam. W tamtym roku sędzia nie uznał prawidłowo zdobytej bramki przez Hummelsa to teraz sędzia nie odgwizdał karnego. Sprawiedliwość jednak istnieje. Miedzy Kubą a Rafinią znowu coś "zaiskrzyło" i ten drugi dostał żółtą kartkę. Około siedemdziesiątej minuty trenerzy sięgnęli po zmiany. Zszedł Alcantara a wszedł nie kto inny jak Robben, a u nas za Kagawe wszedł Miki. I muszę przyznać że była to dobra zmiana po chwilę później Mchitarjan zaliczył asystę przy golu Auby. W pierwszym momencie się przestraszyłam, ponieważ po tym jak piłka przekroczyła linię Neuer ją wyciągnął. Powtórka z tamtego roku - pomyślałam, ale na szczęście ten sędzia nie był ślepy i zaliczył bramkę.Z boiska zszedł Muller, który maił parę okazji, a wszedł za niego Schweinsteiger. I w tym momencie zaczął się prawdziwy mecz. Piłkarze obu klubów walczyli jak tylko mogli. Gdzieś po osiemdziesiątej minucie Robben zszedł z boiska. Ale się nagrał. Nie lubię go.Wszedł za to Mario. Niech jeszcze on strzeli nam gola to będzie super. U nas zszedł Kuba a wszedł Kevin.Teraz to BVB częściej atakowało, ale nie przyniosło to rezultatu. Dogrywka. Wszedł Sebastian a zszedł Bender. Goetze próbował trafić, ale na szczęście Langerak obronił. Reus miał kilka sytuacji by strzelić gola ale Neuer to wyśmienity bramkarz.Kevin dostał czerwoną kartkę za drugi głupi faul. Niech ja go dorwę! Zaczęłam oglądać mecz na klęcząco. Schweinsteiger miał dobre sytuacje do strzelenia gola, ale szczęście dziś nam dopisywało.Pod koniec drugiej dogrywki Langerak wyszedł w powietrze by odbić piłkę i z impetem wpadł na Roberta, który upadł na ziemię. Wyglądało to strasznie. Przeciwnicy domagali się czerwonej kartki dla naszego bramkarza, ale sędzia jej nie pokazał. Lewy się nie podnosi, zaczęłam się martwić. Fakt strzelił nam gola ale to mój przyjaciel. Po kilku sekundach zszedł z pomocą lekarzy z boiska. Wyglądał na oszołomionego. Po dwóch dogrywkach nic się nie zmieniło, więc karne. Matko pokonać Neuera nawet z karnego jest trudno. Do piłki podszedł Lahm. Zamknęłam oczy i modliłam się by nie strzelił. I głos komentatora że poślizgnął się i przestrzelił. Serce zaczęło mi walić. Gundogan strzelił pewnie. Alonso i znów zamknęłam oczy i znów głos komentatora - poślizg i pudło. Khel i jest 2;0. Goetze - powtórzyłam swój "rytuał" ten się nie poślizgnął ale Langerak obronił. Hummels - broni Nuer, który za chwilę podchodzi do karnego. Czyli z Lewym jest coś nie tak - przemknęło mi przez głowę, ale ten strzela w poprzeczkę i WYGRYWAMY. Zaczęłam skakać po pokoju i wrzeszczeć. Takich karnych w życiu nie widziałam. Sprint radości naszego trenera. WYGRYWAMY Z BAYERNEM. Jesteśmy w finale. To nie był mecz Marco, ale dopiero co wrócił po kontuzji, liczy się wygrana. Matko moje serce. Moi kochani. Muszę zadzwonić do Marco, tylko poczekam aż zejdą do szatni. Po godzinie zadzwoniłam do mojego ukochanego
- Gratulację kochanie, nie wiesz jak się cieszę - zaczęłam i usłyszałam krzyki piłkarzy BVB w tle
- Też się cieszę. Wiem że miałem kilka dogodnych sytuacji, ale to nie istotne - słychać było że jest szczęśliwy
- To nie istotne. A co z Robertem, nic mu nie jest? Wyglądało to fatalnie
- Podobno pojechał do szpitala. Też się martwię. Muszę dorwać Mario i z nim pogadać. Kochanie widzimy się jutro, tak?
- Jasne kocham cię bardzo. Nie świętujcie tam za ostro - powiedziałam groźnym tonem
- Spróbujemy, pa.
Mimo szczęścia martwiłam się o Roberta. Wysłałam mu SMS-a
"Cześć Robert. Nic Ci nie jest. Martwię się, wyglądało to strasznie. Podobno jesteś w szpitalu. Proszę Cię daj mi znać co z Tobą."
Pełna euforii poszłam spać.
Kiedy wstałam, była dziewiąta. Nasze pszczółki pewnie będą gdzieś po południu. Ubrałam żółty t-T-shirt z napisem "Berlin Wir kommen" - taki sam jak nasi piłkarze po meczu. Dostałam go od Marco. Dostałam odpowiedź od Lewego "Hej. Miło wiedzieć że się o mnie martwisz. Tak byłem w szpitalu. Na szczęście to "tylko" wstrząs mózgu, złamana górna kość szczęki i nosa. I tak nie jest źle. Mam nadzieję że wykuruję się na mecz z Barcą"
"Ktoś musi się martwić, bo wyglądało to okropnie. Zdrowiej" - odpisałam mu.
Kiedy siedziałam w salonie usłyszałam, że ktoś otwiera drzwi. Wiedziałam że to Marco. Pobiegłam do niego i go przytuliłam. Miał ten sam T-shirt co ja.
- Wrócił mój bohater - pocałowałam go
- ładny podkoszulek - stwierdził kiedy się od niego oderwałam
- Twój tez mi się podoba. Zmęczony? - potwierdził skinieniem głową - Idź się połóż. Wyczuwam, że ktoś świętował hmm?
- No może troszkę - stwierdził z uśmiechem
- Pisałam do Lewego - powiedziałam kiedy siedzieliśmy przytuleni w salonie
- Wiem, dzwoniłem do niego. gadałem też z Mario
- Strasznie to wyglądało.
- Masz rację. Nie obrazisz się jak pójdę do góry się położyć? - zapytał zmęczonym głosem
- Jasne że nie. Należy ci się - pocałowałam go w czoło
- A pójdziesz ze mną? Będzie mi się lepiej spać - zapytał z łobuzerskim uśmiechem
- Lepiej spać? A czy ty przypadkiem nie byłeś zmęczony? - przygryzłam wargę
- Oj tam. Nie zrobisz tego dla mnie? - zrobił tą swoją minkę. Jak mogłabym mu odmówić?

Opis przecudownego meczu. Dla kogoś kto oglądał ten rozdział będzie nudny. Po prostu te karne były genialne, mogę ja oglądać w nieskończoność. Nasze kochane pszczółki nigdy się nie poddają.

I najsłodszy obrazek z tego meczu <3 p="">

I zapraszam na mojego drugiego bloga