poniedziałek, 28 września 2015

Rozdział 32

Ewelina
Kiedy się obudzłam Marco jeszcze słodko spał. Uśmiechał się przez sen. Moglabym tak na niego patrzeć godzinami. Kocham go. Popatrzyłam na mój palec, pierścionek tam był. Nadal w to nie mogę uwierzyć.
- Hej kochanie - usłyszałam zaspany głos Marco - o czym tak myślisz?
- O tym - pokazałam mu moja dłoń - nadal w to nie wierzę.
- A ja nie mogę uwierzyć, że się zgodziłaś - przyciągnął mnie do siebie i zaczął mnie całować.
- Marcuś... - zaczęłam, ale nie mogłam skończyć, bo znowu mnie zaczął całować.
- Chciałem już to zrobić wczoraj, ale byliśmy wykończeni. Dziś nic nie staje nam na przeszkodzie - powiedział tym swoim seksownym głosem. Posadził mnie na sobie i ściągnął że mnie moją koszulę nocną. Śpię bez stanika, więc miał ułatwione zadanie. Ja ściągnęłam z niego T-Shirt, a on mi majtki. Następnie zajęłam się jego bokserami. Kochaliśmy się namiętnie i powoli. Od czasu do czasu pojękiwałam z rozkoszy. Uwielbiam czuć go w sobie, to kiedy mnie wypełnia. Czuję wtedy jakbyśmy byli jednością.
- Uwielbiam seks o poranku - powiedział mój ukochany z łobuzerskim uśmiechem - a szczególnie z tobą.
- Jesteś glupkiem ale i tak cię kocham - powiedziałam tuląc się do jego torsu.
- Kocham cię - przybliżył swoje usta do moich i mnie pocałował - kocham - znów pocałunek i tak trzeci raz, czwarty piąty.
- Okej Reus zrozumiałam - powiedziałam śmiejąc się. - To co wstajemy? - zapytałam.
- Niee. Jeszcze nie. Oficjalnie mam teraz wolne i mogę sobie dłużej poleżeć. Może mała powtóreczka? - I już wiedzałam, że nie mogę odmówić.

Marco
Spędziłem z Eweliną wspaniały poranek. Seks z nią jest cudowny. Mógłbym w ogóle nie wstawać, ale w końcu kiedyś trzeba. Dziś mamy wylot do Dortmundu, a później pojedziemy na jakieś wakacje.
- Marco. Uświadomiłam sobie, że nie poznałeś mojej mamy - o nie tylko nie to - ej, nie rób takiej przerażonej miny - zaczęła się ze mnie śmiać.
- Boo... No... - zacząłem.
- Haha proszę cię nie mów, że się boisz. Ja jakoś przeżyłam spotkanie z twoją rodziną, a teraz czas na ciebie. Takie życie.
- No wiem, ale to jest stres.
- Dasz radę. Wierzę w ciebie - powiedziała moja narzeczona i dała mi buziaka.

Ewelina
Uświadomiłam dziś Marco, że nie poznał jeszcze mojej rodziny i że trzeba to nadrobić. Widziałam, że trochę się przestraszył, ale skoro planuje ze mną przyszłość to nie ma wyjścia. Teraz ma wakacje więc to idealny moment. Dziś wracamy do Dortmundu. Berlin zapamiętam do końca życia. Tu spełniło się moje marzenie. Tego dnia nie zapomnę nigdy. Razem z Reusem ruszyliśmy na lotnisko. Lot minął nam bardzo szybko. Z lotniska zabrała nas taksówka.
- Nareszcie w domu - powiedziałam kiedy przekroczyliśmy próg naszego domu.
- A co źle ci było w Berlinie?
- Nie no dobrze, ale w Dortmundzie najlepiej no i w naszym domu z tobą
- Prawidłowa odpowiedź. To co teraz robimy?
- Ja muszę zadzwonić do mamy. No co tak patrzysz? Muszę zapytać kiedy możemy do niej przyjechać.
- Okej. Idziesz teraz?
- Nie. Teraz się muszę odświeżyć. Zadzwonię później - poinformowałam mojego narzeczonego.
- A tak sama idziesz się odświeżyć? - zapytał z nadzieją.
- Ej Marco Marco ty to jesteś niewyżyty - zaśmiałam się.
- Jeśli o ciebie chodzi to nigdy -wziął mnie na ręce i zaniósł do łazienki.

Tydzień później
Marco
Dziś wyjeżdżamy do Polski, do rodziny Eweliny. Nie powiem boję się. Kurde jestem dorosłym facetem a boję się poznać jej rodzinę. Głupie prawda? Od rana jestem cały spięty. Wiem, że Ewelina będzie mnie kochać bez względu na to czy jej rodzina mnie zaakceptuje tak samo jak ją kocham ją, mimo że moja mama za nią nie przepada. Sam nie wiem dlaczego, przecież to cudowna dziewczyna. Trochę mi z tego powodu przykro ale mówi się trudno. Mama ma nadzieję, że jeszcze zejdę się z Caro a to niemożliwe.

Ewelina
Jedziemy do Polski. Dawno mnie tu nie było. Cieszę się bardzo cieszę z drugiej strony się boję. Mama pewnie znów poinformowała moje siostry o moim przyjeździe. Zostaniemy w Polsce kilka dni. Stwierdziliśmy, że pojedziemy samochodem. Z racji tego, że Reus nie ma prawka to ja musiałam się męczyć z kierownicą. Droga mijała dosyć szybko i bez żadnych komplikacji. Kiedy wjechałam do mojej miejscowości miałam łzy w oczach. Ostatni raz byłam tu z Wojtkiem kiedy to było? Cieszyłam się, że zobaczę moją rodzinę.
- Jesteśmy na miejscu - powiedziałam narzeczonemu kiedy parkowałam na podwórku - nie denerwuj się nie będzie źle, przecież i ta nie zrozumiecie się z moją mama - bariera językowa. Mama nie rozumie niemieckiego a Reus polskiego, także będę robić za tłumacza.
- Ewelinka kochana jak dobrze cię widzieć - usłyszałam moją mamę i momentalnie pobiegłam w jej kierunku. Dopiero teraz zrozumiałam jak bardzo tęskniłam.
- Hej mamusiu - rzuciłam się w jej ramiona - tak bardzo tęskniłam - powiedziałam ze łzami w oczach. Mimo, że nie jestem już dzieckiem strasznie brakowało mi mamy.
- Oj córeczki ja też - również miała łzy w oczach.
- Mamo chciałabym ci przedstawić mojego narzeczonego. To jest Marco - powiedziałam kiedy do nas podszedł - Marco to jest moja mama.
- Dzień dobry - powiedział po polsku Reus.
- Dzień dobry. Proszę wejdzcie do środka.
- Będziemy sami? - zapytałam, ponieważ zdziwiła mnie nieobecność mojego rodzeństwa.
- Tak, ale jutro powinni wszyscy przyjechać.
- Bosko - ucieszyłam się i przetłumaczyłam blon

wtorek, 1 września 2015

Rozdział 31

Ewelina:
Po meczu poszłam razem z Marco do hotelu. Praktycznie przez całą drogę nic nie mówiliśmy. Widziałam po nim że rozpamiętuje tą sytuację. Mam nadzieję że mu przejdzie. Kiedy poszliśmy do pokoju poszłam pod prysznic. Kiedy wyszłam Marco leżał na łóżku i wpatrywał się w sufit.
- Marco, proszę cię - położyłam się obok i go przytuliłam.
- Przepraszam - wyszeptał.
- Ej no, długo będziesz jeszcze o tym myśleć?
- Nie wiem - odparł i odwrócił się na drugi bok.
Faceci - pomyślałam. Rozumiem go, ale nie musi tak dramatyzować. Nie on jeden nie trafił ważnego gola. Nie tylko ona grał w tym finale.

Marco:
Czy serio za bardzo się przejmuję tym że zawaliłem finał? Kolejny finał kolejna porażka. Ewelina mnie pociesza ale dziś nie mam na to humoru. Mam plany na jutro, wiem co zrobię. Jestem tego pewien.

Ewelina:
Dziś urodziny Marco. Wieczorem impreza niespodzianka. Mam nadzieję, że obudzi się w lepszym humorze. Muszę go jakoś zaciągnąć do tego klubu. Kiedy wstałam, zauważyłam, że Marco już nie śpi
- Cześć - przywitałam go buziakiem w policzek
- Hej - przyciągnął mnie do siebie i namiętnie pocałował
- O widzę, że humor ci się poprawił.
- Troszeczkę - powiedział z lekkim uśmiechem
- Idziesz po prysznic?
- Tak - wstał i poszedł do łazienki. Wrócił po piętnastu minutach - To co dziś robimy?
- Nie wiem. Mozę pójdziemy się przejść po Berlinie, a wieczorem może pójdziemy do jakiegoś klubu żeby się odstresować co? - zaproponowałam
- Zgoda - powiedział.
Wyszliśmy z hotelu i zaczęliśmy zwiedzanie. Z każdą godzinę humor mojego ukochanego się poprawiał. Kiedy byliśmy już zmęczeni postawiliśmy wrócić do hotelu. Musieliśmy przygotować się na wyjście. Łukasz z Kubą byli już w stanie gotowości. Sami zgłosili się, że przyjadą wcześniej i wszystko ogarną. Byłam im wdzięczna. Kiedy pisali mi SMS-y Marco patrzył na mnie podejrzliwym wzrokiem ale mam nadzieję, że nie domyślił się, ani że Mario mu powiedział.

Marco
Dziś moje urodziny. Miały wyglądać całkiem inaczej. Ale trudno. Ewelina zaproponować spacer na co się zgodziłem. Przebywanie w jej towarzystwie poprawiło mi humor. No i jestem już pewien mojej decyzji. jednak gdy wróciliśmy do hotelu moja ukochana zaczęła się dziwnie zachowywać. Była małomówna i ciągle wymieniała z kimś SMS-y. Oczywiście do głowy zaczęły mi przywodzić najczarniejsze scenariusze. Zdradza mnie? Nie, nie na pewno nie - przekonywałem sam siebie. Reus nie dołuj się! Ona nie jest taka. Później pewnie wszystko ci wyjaśni

Ewelina
Wieczorem zaczęliśmy się przygotowywać na imprezę. Kiedy wychodziliśmy dostałam wiadomość od Kubusia, że wszyscy już są. Marco popatrzył na mnie
- Co? - zapytałam
- Nic - powiedział i wyszliśmy
Droga nie zajęła nam dużo czasu
- Ej, co się tak denerwujesz? - zapytał mnie Reus
- Nie wydaje ci się - zbyłam go.
Kiedy wchodziliśmy do środka puściłam sygnał Kubie - tak się umówiliśmy.
- Nie jest tu za cicho? Może jest zamknięte? - zapytał z niepokojem Marco
- Nie no co ty. Chodźmy - ponagliłam go

Marco
Miałem obawy kiedy szliśmy na imprezę. Kiedy byliśmy koło klubu nie było słychać żadnej muzyki ani nic w tym rodzaju. Ewelina zapewniła mnie że wszystko ok. Kiedy weszliśmy było ciemno. A tu nagle zapaliły się światła i moim oczom ukazali się moi przyjaciele i rodzina krzycząc jak w filmach "wszystkiego najlepszego". Muszę powiedzieć, że byłem w szoku. Stałem na środku jak głupi
- Dziękuje wam - powiedziałem. Bałem się, że zaraz się rozkleję. Co jak co ale przyjaciół mam najlepszych. Już myślałem, że przez wczorajszy mecz wszyscy o mnie zapomnieli i nie składają mi życzeń, a tu taka niespodzianka. Popatrzyłem na Ewelinę, która miała uśmiech od ucha do ucha.
- Wszystkiego najlepszego kochanie - wyszeptała mi do ucha kiedy do mnie podeszła.
- Dziękuję ci - pocałowałem ją.
Później każdy podchodził do mnie składając mi życzenia urodzinowe.
- Jak? - zapytałem Eweliny kiedy już byłem wolny
- Normalnie - powiedziała z uśmiechem i poszła w kierunku Łukasza i Kuby
- Dziękuję wam - powiedziała po czym pocałowała ich policzek - Kuba i Łukasz pomogli mi w organizacji - wyjaśniła widząc moją zdziwioną minę
- Aha no to tak - powiedziałem
- No i te SMS-y które dziś dostawałam to od nich - no i wszystko się wyjaśniło. Wcale mnie nie zdradza. Na imprezie zjawili się również Mario i Robert co bardzo mnie ucieszyło

Ewelina
Wszystko się udało tak jak zaplanowałam. Byłam mega szczęśliwa widząc reakcję Marco. Nie podziewał się tego i o to chodziło. Podziękowałam Kubie i Łukaszowi za pomoc. bez nich nic by się nie udało. Są kochani.
- Cześć - usłyszał Mario.
- Hej - podeszłam do niego i się przytuliłam.
- Dzięki, że się nie wygadałeś.
- No wiesz co? - udał obrażonego. Uwielbiam go. Jest dla mnie jak brat. Szkoda że mieszka teraz w Monachium. Po chwili dołączył do nas Lewy.
- Co tam? - zapytał mnie.
- Wszystko ok. Marco trochę się przejmował, ale chyba mu przeszło.
- Przecież najlepsi czasem nie trafiają.
- Wiesz coś o tym no nie - zażartowałam z niego.
- Ej, to było chamskie- powiedział.
- Ale i tak mnie kochasz - wystawiłam mu język.
- Jakby inaczej - powiedział Lewy i mnie przytulił.
- Ej bo będę zazdrosny - usłyszeliśmy Marco, który podszedł do nas z Aubą.
- Nie masz o kogo - powiedziałam, a Lewy strzelił pięciominutowego focha.
Zabawa była świetna. Tańczyłam chyba z każdym. Byłam zmęczona. Znalazłam mojego chłopaka i jeszcze z nim zatańczyłam
- Jesteś cudowna - wyszeptał mi kiedy tańczyliśmy wolnego - naprawdę bardzo ci dziękuję
- Marco nie ma za co naprawdę, zasługujesz na to. Jesteś wspaniałym mężczyzną którego kocham nad życie
- Ja też cię kocham - powiedział po czym złożył pocałunek na moich ustach, a kiedy piosenka się skończyła przeprosił mnie i gdzieś poszedł. Trochę się zdziwiłam. Zauważyłam, że wychodzi na podest, który odgrywał rolę sceny. Wziął do ręki mikrofon.
- Pewnie wszyscy myślicie, że teraz wygłoszę jakieś nudne przemówienie - zaczął - i się mylicie. Oczywiście chciałbym podziękować wszystkim za przybycie i życzenia. jesteście wspaniali naprawdę - powiedział po czym się zamyślił. - Ewelina czy mogę cię tu prosić - zdziwiona weszłam na podest i stanęłam koło Marco.- Tobie chciałbym podziękować w szczególności. Ewelina, kocham cię nad życie. Jesteś kimś wyjątkowym. Ni chcę cię nigdy stracić. Chcę zasypiać i budzić się przy tobie do końca życia. Nie potrafię wyrazić słowami to co do ciebie czuję. Codziennie dziękuję Bogu, że cię spotkałem. Jesteś piękna, inteligenta, zabawna, opiekuńcza, cierpliwa mógłbym tak wymieniać do jutra. Moje dzisiejsze urodziny są cudowne ale ty możesz sprawić że będą jeszcze lepsze - w tym momencie uklęknął na jedno kolano i wyciągnął z kieszeni mały pakunek - Ewelina czy wyjdziesz za mnie? - o Boże. Nie spodziewałam się tego
- TAK! - powiedziałam niemal krzyknęłam bez namysłu i zobaczyłam szeroki uśmiech Marco. Włożył mi piękny pierścionek na palec. Wziął mnie w ramiona i zaczął całować.
- Ej, no nie jesteście tu sami! - krzyknął do nas Auba
- Wszystko potrafi zepsuć - powiedziałam cicho do Marco, kiedy oderwaliśmy się od siebie
- Mogłem to zrobić w bardziej ustronnym miejscu. Dziękuję ci- wyszeptał mi.
- Za co?
- Za to że jesteś
Matko jestem teraz najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Marco mi się oświadczył. Jeszcze to do mnie nie dociera. Wszyscy zaczęli do nas podchodzić i nam gratulować.

Marco
Zgodziła się. Powiedziała to magiczne słowo TAK. Powiedziała bez namysłu.
- Nie no stary nie spodziewałem się - powiedział Mario - Gratulację. Stary naprawdę się ciesze. Jesteście cudowni.
- Dzięki.
- Ani słówka nie pisnąłeś, że coś planujesz - żalił się Robert.
- To było spontaniczne - powiedziałem.
Jestem mega szczęśliwy. Kocham Ewelinę nad życie. Za niedługo weźmiemy ślub. Niczego teraz innego nie pragnę.

Ewelina
To był długi wieczór. Tyle wrażeń. Jeszcze do mnie to nie dochodzi Zrobiłam sobie zdjęcie z Marco i wrzuciłam na Instagrama z podpisem "Wszystkiego Najlepszego Kochanie. Kocham Cię nad życie <3 .="" e="" grupowych="" instagrama.="" kt="" mog="" na="" nbsp="" nie="" o="" p="" re="" tak="" te="" trafi="" y="" zabrakn="" zdj="">Zabawa trwała do rana. Kiedy wszyscy już wyszli wróciliśmy do hotelu.
- Nie wierzę - powiedziałam do mojego już narzeczonego.
- W co nie wierzysz?
- W to co się stało. Kocham cię wariacie.

Marco
To były najlepsze urodziny. Wyczerpani wróciliśmy do hotelu. Miałem trochę inne plany co do tego kiedy już wrócimy, ale byliśmy tak zmęczeni, że praktycznie od razu poszliśmy spać.



Po dłuuuuuuugoej przerwie pojawiał się z takim czymś. Zaskoczeni? Trzeba trochę przyśpieszyć akcję. Możliwe że znowy będę zmuszona zrobić miesięczną przerwę, ponieważ nie będzie mnie w domu. Jeśli będę mieć dostęp do neta to może coś wrzucę.
Trzymajcie się <3 br="" nbsp="">

niedziela, 14 czerwca 2015

Rozdział 30

Ewelina
Już jutro ostatni mecz Borussii w tym sezonie, później mecze reprezentacyjne i będziemy mogli odpocząć z Marco. Dzięki znacznej pomocy Łukasza przygotowania na imprezę-niespodziankę Reusa przebiegły pomyślnie. Pradę mówiąc to Piszczek prawie wszystko zorganizował a pomógł mu w tym Kuba. Chłopaki już są w Berlinie, ja wylatuję dziś wieczorem. Marco nie wie, że będę na meczu, myśli że będę kibicować przed telewizorem. Wiadomość o tym, że nie jadę do Berlina bardzo go zasmuciła, ale to ma być kolejna niespodzianka.

Marco
Jesteśmy w Berlinie. Jutro ważny mecz. Może uda nam się wywalczyć jakiś tytuł w tym beznadziejnym sezonie. Ewelina nie mogła z nami przyjechać. Szkoda. Myśl że siedzi na trybunach dodała by mi więcej mocy, ale wiem że będzie nam kibicować z całych sił. Za niedługo wyjedziemy na wakacje. Tylko ja i ona. Mam co do nas pewne plany. Trochę się ich obawiam, ale muszę zaryzykować.

Ewelina
Wysiadałam z taksówki i udałam się na lotnisko. Kiedy przyszedł czas wsiadałam do samolotu. Podróż była krótka. W każdym miejscu Berlina były ustawione banery informujące o jutrzejszym meczu. Później odbędzie się tu finał Ligi Mistrzów. Zarezerwowałam pokój w hotelu, który znajdował się w miarę blisko stadionu. Pokój był przytulny. Ale brakowało mi Marco. Strasznie się z nim zżyłam. Kocham go. Jutro do Berlina ma zawitać także Mario i Lewy, których nie może zabraknąć na urodzinach ich przyjaciela. Z Mario jest straszna papla ale przysięgał że nic nie powie Reusowi. Było już późno, więc położyłam się spać

Marco
Już dziś ten mecz. Od rana czuć nerwową atmosferę. Mam nadzieję, że wygramy. Musimy wygrać. Pojechaliśmy na stadion, by się rozruszać przed meczem.
- Ej coś ty taki spięty? Przecież to wygramy - zaczepił mnie Auba.
- Tego nie możemy być pewni - powieszałem
- Co z ciebie taki pesymista? Musimy wygrać dla trenera.
- Masz rację - odpowiedziałem i przyśpieszyłem.

Ewelina
Ubrałam się w koszulkę Borussii z nazwiskiem mojego ukochanego. Byłam podekscytowana. Wiedziałam, że będzie dużo kibiców naszych Pszczółek. Ruszyłam na stadion. Kiedy już byłam zajęłam moje miejsce na trybunach i czekałam z niecierpliwością. Stadion zapełnił się momentalnie kibicami obydwóch drużyn. Każdy wierzył w wygraną swojego ulubionego klubu. W końcu z tunelu zaczęli wychodzić piłkarze. Tradycyjnie jak na każdym meczu przywitanie obu drużyn, zdjęcia no i pierwszy gwizdek. Borussia nie mogła lepiej zacząć tego spotkania, piąta minuta i bramka Aubameyanga. Kibice BVB wpadli w szał radości. W 19 minucie mogło być już 2:0 ale w dogodniej sytuacji Marco spudłował. Kurde miał stu procentową sytuację. Jak to niektórzy mówią niewykorzystane sytuacje lubią się mścić. Tak było w tym przypadku. w 22 minucie było 1:1. A później była 33 i 38 minuta. Żółto-czarni schodzili na przerwę przegrywając 3:1. Miałam nadzieję, że w szatni Klopp wstrząśnie zespołem, że wyjdą na druga połowę zdeterminowani i odwrócą losy spotkania. Niestety w drugiej połowie nie padł żaden gol. Drużyna przeciwna cieszyła się z dobycia trofeum, a Borussii nie udało się godnie pożegnać naszego trenera. Widziałam smutek naszych piłkarzy. Nie myśląc o niczym ruszyłam w stronę murawy.
- Marco! - zawołałam i patrzyłam jak blondyn z zdezorientowaniem szuka tego kogoś kto go zawołał. W końcu mnie zobaczył. Cień uśmiechu pojawił się na jego ustach. Ruszyłam w jego kierunku. Przytuliłam go.
- Hej - powiedział smutno kiedy oderwaliśmy się od siebie.
- Ej nie smuć się. Nie to trofeum to inne - pocałowałam go.
- Miałem taką szansę... - westchnął. Teraz przez tydzień albo i dłużej będzie rozpamiętywał tą sytuację. Rozumiem go, ale czasami podchodzi zbyt emocjonalnie.
- Nic się nie stało - pocieszałam go.
- Wcale. A tak w ogóle co ty tu robisz? - opamiętał się.
- Przyjechałam wam kibicować. Chciałam ci zrobić niespodziankę, ale widocznie się nie cieszysz.
- Cieszę się, że tu jesteś, ale przegraliśmy.
- Marco ale...
- Nie! Mogłem strzelić na 2:0 ale to spieprzyłem! - krzyknął. - Przepraszam nie chciałem - przytulił mnie.
- Okej nic się nie dzieje, ale nie smuć się już - powiedziałam przytulona do niego.
- Spróbuję. Idę sie przebrać - puścił mnie i ruszył do szatni.
On poszedł do szatni a ja poszłam do innych piłkarzy, którzy byli jeszcze na murawie.

Marco
Ja piernicze!!! Jak ja mogłem to tak spieprzyć! Wszyscy liczyli na zwycięstwo a ja mogłem im go dać! Jeszcze ona tu była. Widziała wszystko. Przyjechała dla mnie a ja na nią nawrzeszczałem. Jestem beznadziejny! W szatni byłem pierwszy. Dobrze nie chciałem z nikim gadać. Nie che żeby mnie pocieszali. Chcę iść teraz do Eweliny. Kiedy wyszedłem spod prysznica w szatni byli już wszyscy. Nikt praktycznie nic nie mówił.
- I tak nie jest źle - zaczął Kuba - po tak beznadziejnym sezonie znaleźliśmy się w finale.
- Który mogliśmy wygrać- mruknąłem.
- To nie ważne. Byli lepsi trudno - powiedział Hummels.
- Lepsi - prychnąłem. Przecież nikt mi nie powie prosto w oczy "spieprzyłeś to".

Ewelina
Czekałam przed stadionem na Marco. Jutro jego urodziny, wszystko przygotowane a on w takim humorze. Kurde nie przewidziałam tego że przegramy. Kiedy tak czekałam ktoś podszedł i złapał mnie od tyłu
- Dziękuję że tu jesteś - szepnął Marco
- Nie ma za co - odwróciłam się i go pocałowałam.
- Kiedy wracamy? Mamy już oficjalnie wolne, więc możemy robić co chcemy.
- Może po jutrze? - zaproponowałam. Marco poparzył się na mnie ze zdziwieniem
- Chcę pozwiedzać Berlin - pozwiedzałam
- Okej - powiedział i ruszyliśmy do hotelu.

Po dłuższej przerwie mamy 30! Trochę o niczym, ale następny rozdział powinien być lepszy :D
Jak widzicie wtrąciłam tu też Marco jako narratora. Rozdziały będą dzięki temu dłuższe i możecie poznać punt jego myślenia.

niedziela, 24 maja 2015

Rozdział 29

Gdy przeszliśmy, większość chłopaków już była a z nimi ich partnerki.Przywitaliśmy się z wszystkimi i każde z nas poszło w swoją stromę. Marco do chłopaków, a ja zauważyłam Agatę i Ewę więc poszłam do nich
- Cześć Ewelina - przywitały mnie.
- Cześć dziewczyny, dawno was nie widziałam.
- Nie przesadzaj - powiedziała Ewa.
- Co słychać? - zapytałam.
- Wszystko w porządku. Teraz jak Łukasz wrócił do gry mam trochę spokoju, nikt mi nie marudzi - zaśmiała się.
- Tak, wiem co to znaczy - odpowiedziałam jej.
- Ja, też znam ten ból - odpowiedziała ze śmiechem Agata.
- Z czego się tak śmiejecie? - zapytał Marco, witając się z dziewczynami.
- A co pośmiać się już nie wolno?
- Nie no wolno wolno - odparł Marco.
- Hej Ewelina - usłyszałam Aube.
- O nie, tylko nie ty - powiedziałam mu.
- No nie mów że mnie nie lubisz - zrobił smutną minkę.
- Ciebie nie da się nie lubić - odpowiedziałam i poklepałam go po ramieniu.
- No ja myślę - wyszczerzył się.
- Z tym to chyba masz problem - odparłam mu.
- Ha ha ha, zabawna jesteś. Oficjalnie jestem na ciebie obrażony - skrzyżował ręce na piersi jak małe dziecko.
- Myślałam, że nie doczekam tego dnia - wystawiłam mu język. Razem z Gabończykiem mogliśmy się tak przedrzeźniać przez cały czas. Lubiłam go i jego poczucie humoru. Poszłam przywitać się z tymi którzy dopiero niedawno przyszli. Atmosfera jak zwykle była super. Zjawił się nawet trener.
- Oho kontrola idzie - zaśmiał się Łukasz.
- Ja widzę, że kontrol już macie - popatrzył na nas i się uśmiechnął. - Dziewczyny was chyba dobrze pilnują z tego co widzę.
- Ktoś musi - skomentowała dziewczyna Hummelsa.
- Ewelina - dźgnął mnie w bok Łukasz.
- Kurde, debilu! Nie umiesz normalnie podejść i zagadać?
- He he, wiesz że lubię ci tak robić, fajnie się wkurzasz. Chciałaś pogadać ze mną no nie?
- Tylko to cię ratuje żeby się nie obraziła - pogroziłam mu.
- I tak mnie kochasz - przytulił mnie. - To co chcesz wiedzieć?
- Możemy iść gdzieś indziej. Gdzie nie ma tylu ludzi? - zapytałam.
- Ooo robi się gorąco - uśmiechnął się.
- Ej Łukasz - pokręciłam głową z rezygnacją.
- Chodź do kuchni - zaproponował, więc tam poszliśmy - No więc?
- Jak wiesz, za niedługo Marco będzie miał urodziny, a dzień wcześniej gracie w Berlinie. Chciałabym zapytać czy znasz jakieś fajne lokale czy coś w tym stylu, żeby zrobić imprezę niespodziankę.
- Pewnie, że znam. Jeden jest taki fajny. Myślę że się nada - powiedział.
- Pomógł byś mi? - poprosiłam go. - Proszę, proszę proszę - zrobiłam słodką minkę.
- Jasne, że ci pomogę - powiedział.
- Dziękuję, jesteś kochany - pocałowałam go w policzek.
- Wiem - powiedział ze swoją zwykła skromnością. - Obiecuję, że Marco będzie zadowolony.
- To dobrze.
- Co wy tu tak we dwójkę siedzicie co? - zapytał Kuba kiedy wszedł do kuchni. - Mam zawołać Marco i Ewę hmm?
- Miałam sprawę do Łukasza - odpowiedziałam mu.
- Aha dobra. Pewnie nie powiecie o co chodzi - powiedział.
- Kubusiu dowiesz się w swoim czasie - puściłam mu oczko.
- Okej, a teraz chodźcie do ogrodu, bo chcę pogadać z kimś normalnym.
Uwielbiam chodzić na takie spotkania Pszczółek. Jest fantastycznie. Wszyscy żartują i śmieją się. Oczywiście impreza była bez alkoholowa, ale i tak wszyscy wspaniale się bawili i wygłupiali. Zastanawiałam się czy na pewno jestem w towarzystwie dorosłych mężczyzn czy dzieci. Nasza sytuacja wyglądała już dobrze. Kto by pomyślał, że drużyna która po pierwszej rundzie zajmuje ostatnie miejsce, będzie walczyła o Ligę Europy? Chyba tylko najwierniejsi kibice w to wierzyli. Za tydzień czeka nas pożegnanie z naszym trenerem no i z Sebastianem. Za tydzień ostatni mecz sezonu z Werderem. Cieszę się, że to koniec sezonu, ale z drugiej strony jest mi smutno. Nie chcę żegnać naszego trenera, myślę, że nikt nie chce.
- Nad czym tak myślisz? - zagadnął Eric.
- A nic. Smuto będzie bez Jurgena - powiedziałam i popatrzyliśmy na wygłupiającego się z piłkarzami Kloppa.
- Masz rację. To już nie będzie ta sama Borussia. Ale zawsze tak musi być, że po jakimś czasie ojciec opuszcza swoje dzieci, by te mogły żyć samodzielnie - powiedział.
- O wow, ale refleksja - szturchnęłam go w ramie.
- No widzisz - zaśmiał się.
- Jak tam? - zapytał Marco podchodząc do nas. Usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem.
- W porządku. Eric dzielił się ze mną swoimi refleksjami - powiedziałam.
- Na temat? - dopytywał się.
- To już nasza tajemnica - dałam mu całusa w policzek.
- Okej - odpowiedział - Patrz na trenera, bawi się jak dziecko.
- Myślisz, że dobrze zrobił? - zapytał Durm blondyna.
- Nie wiem. To jego decyzja. To bardzo dobry trener i poradzi sobie wszędzie.
- Co tam dzieci? - po jakimś czasie podszedł do nas trener.
- Dobrze tatusiu - odpowiedział Marco.
- Dawno się tak dobrze nie bawiłem, ale stary ojciec musi już iść. Trzymajcie się. Nie imprezujcie za bardzo bo sezon jeszcze się nie skończył - pożegnał się z nami i wyszedł.
Chłopaki powygłupiali się jeszcze. Z dziewczynami trochę poplotkowałyśmy. Po północy wszyscy zaczęli się rozchodzić. Ja z Agatą i naszymi partnerami zostaliśmy trochę dłużej. Pomogliśmy Piszczkom w sprzątaniu.
Z tymi głupkami nawet sprzątanie może być zabawne. Łukasz plus Kuba plus Marco to się równa mieszanka wybuchowa.
- Jeszcze Aubameyanga tu brakuje i całkiem byśmy ześwirowały - powiedziałam do dziewczyn.
- Dokładnie, przecież z nimi nie można się nigdzie pokazać, bo tylko wstydu narobią.
- My? - zapytali chórem z niewinnymi minami.
- A kto? - odpowiedziała Ewa.
Sprzątanie nie zajęło nam dużo czasu. Po pół godziny mogliśmy już iść do domu. Noc była ciepła, także fajnie szło się do domu. Szłam przytulona do Marco.
- jesteście walnięci - powiedziałam mu.
- Wiem i dlatego tacy niepowtarzalni - zaśmiał się.
- Masz rację.
Kiedy byliśmy w domu stałam się nagle strasznie zmęczona. Poszłam do naszej sypialni i przebrałam się. Poszłam do łóżka, gdzie leżał już Marco, przytuliłam się do niego i momentalnie zasnęłam.

Chwilkę mnie nie było, ale mam taki urwanie głowy. Do napisania tego rozdziału brałam się już kilka razy, ale nic nie mogłam wymyślić. Wiem, że rozdział nie porywa, ale jakoś brak weny ostatnio, a chce już pomału kończyć to opowiadanie.

niedziela, 10 maja 2015

Rozdział 28

Po tym emocjonującym meczu kibice długo nie mogli zapomnieć, co wcale mnie nie dziwi. Niestety Marco znowu doznał kontuzji. Ten sezon to całe pasmo kontuzji. Na szczęście to nie groźnego. Myślę, że zwycięstwo nad Bayernem trochę złagodzi jego ból. Widać już u niego zmęczenie tym sezonem.
Wielkimi krokami zbliżają się urodziny mojego ukochanego. Oczywiście dzień wcześniej jest bardzo ważny mecz przeciwko Wolfsburgowi w Pucharze Niemiec. Wiem że najlepszym prezentem dla Marco byłoby zdobycie tego trofeum. Liczę na to, że mu się uda. Mam tylko jeden problem. Mianowicie finał odbywa się w berlinie, a dzień później są urodziny Reusa, więc imprezę będę musiała zorganizować tam, a Berlina nie znam. Brdę musiała to jakoś wykombinować. No przecież Łukasz grał kiedyś w Herthcie, czyli zna miasto. Pogadam z nim. Myślę że się zgodzi mi pomóc. Kurde tylko co kupić blondaskowi na urodziny? Kompletnie nie mam pomysłu. Będę musiała nad tym intensywnie pomyśleć, bo to tak się wydaje, że jeszcze dużo czasu, ale czas szybko leci. Wczoraj pszczółki wygrały mecz z klubem właśnie z Berlina. Byliśmy razem z Marco na stadionie i dopingowaliśmy naszych. Uwielbiam przebywać tam na trybunach pośród kibiców. Tam jest taka atmosfera, że przez tydzień chodzi się naładowanym pozytywną energią. Całkiem inne uczucia miał Reus. On nie cierpi siedzieć i patrzeć jak jego koledzy walczą. On chciałby być tam z nimi, z nimi walczyć. Widziałam jak to przeżywa. Najchętniej to by zszedł z tych trybun i grał razem z nimi. W następnym meczu może już zagra. Ale nasz kochany Piszczu wrócił. Chciałabym, żeby w następnym sezonie nie było tyle kontuzji co w tym. Jeden się wykurował to następnemu coś się stało.
Postanowiłam zadzwonić do Łukasza, żeby z nim pogadać. Odebrał po trzecim sygnale
- No hej Ewelina - usłyszałam jego głos w słuchawce
- Hej Łukaszku najukochańszy - przywitałam się.
- Dobra, co chcesz? - Zapytał ze śmiechem
- Ej, czemu uważasz że coś od ciebie chcę - oburzyłam się.
- Bo zwykle tak mnie nie witasz?
- Dobra, od dziś zacznę.
- Ok, tylko po to dzwonisz, żeby mi to powiedzieć? - zapytał
- Nie stęskniłam się za twoim seksownym głosem - odpowiedziałam bardzo poważnie. - A tak na serio to chciałabym się z tobą spotkać.
- Aha, mam się bać? - On tak czasem ma, że nie bierze niczego na poważnie
- Tak masz się bać, bo mam wobec ciebie niecne plany - roześmiałam się.- A tak serio to możemy się zobaczyć czy nie?
- A o co chodzi? - No w końcu trochę spoważniał
- Muszę się ciebie poradzić. Mogłabym do ciebie wpaść?
- Jasne, że możesz. Przyjdź dziś wieczorkiem. Jak chcesz to weź ze sobą blondaska, no chyba że nie chcesz to nie bierz. Może zaprosiłbym Kubę i Aubę, a może nie - nie wiem czemu ale zawsze jak zaczyna tak mówić to mnie to denerwuję, on o tym wie i specjalnie to robi
- Piszczu jak nie przestaniesz tak gadać to ci obiecuję, że twoja kontuzja może się powtórzyć. Możesz zaprosić tych głupków, ja wezmę swojego głupka i będzie was czterech.
- Powiem im że tak na nich mówisz - zagroził - ale przecież nie jestem głupkiem.
- Oczywiście że nie Łukaszku pomyliłam się w liczeniu. Wpadniemy tak koło osiemnastej okej?
- Dobrze, będę czekać niecierpliwie na twoje niecne plany. Do zobaczenia - powiedział i się rozłączył. Uwielbiam te nasze inteligentne rozmowy. Najgorzej jest więcej piłkarzy. Na przykład wspomniani wcześniej Kuba i Auba. Jak oni się zejdą z Łukaszem to już nie da się normalnie pogadać. Ale nie da się ukryć, że między innymi za to ich kocham.
- Z kim rozmawiałaś? - zapytał Marco kiedy wszedł do kuchni.
- Z Łukaszem. Idziemy dziś do niego. Będzie Kuba i Pierre i jak znam Piszczka jeszcze ktoś. Możliwe, że pół drużyny.
- A coś tam wczoraj mówił, że przydało by się spotkać i jakoś uczcić jego powrót. - No tak oczywiście, zawsze znajdą powód, żeby się spotkać. Fajnie, że lubią się też prywatnie. Wszyscy tam się lubią. To taka zgraja, wielka rodzina, którą uwielbiam. W Arsenalu tak nie było, niby też wszyscy się lubili, ale tworzyli między sobą takie grupki.
- Aha, super. kolejny wieczór z zgrają głupków - powiedziałam do niego
- Głupków? Jesteś pewna że użyłaś właściwego określenia? - uniósł jedną brew do góry. - Może chodziło ci o kolejny wieczór z bardzo fajnymi. mądrymi i przystojnymi chłopakami, hm? Chociaż nie przystojny to jestem tylko ja - po tych słowach wybuchłam niekontrolowanym śmiechem.
- Ha ha ha, nie no to było dobre - powiedziałam nadal się śmiejąc
- Ej, no co?
- Skromny jesteś. Wiesz co jednak chodziło mi o to co powiedziałam. O głupków.
- Osz ty. Nie lubię cię - wystawił mi język i zaczął do mnie podchodzić. Wiedziałam, że rzuci się na mnie i zacznie łaskotać, więc szybko wstałam z krzesła i uciekałam do salonu, a on zaczął mnie gonić. No i tak biegaliśmy po kuchni, salonie korytarzu. Niestety Marco jest szybszy i mnie złapał. Położył mnie na kanapie, usiadła na mnie i zaczął łaskotać. Myślałam że pęknę ze śmiechu.
 - MARCO! - krzyczałam śmiejąc się - Marco proszę przestać, błagam cię
- Co masz dość? - Zapytał z uśmiechem
- Tak mam dość. Miałeś rację chodziło mi o fajnych, inteligentnych chłopaków i jednego przystojnego - w końcu przestał. Na bank będę mieć czkawkę.
- Tak już lepiej. - powiedział i dał mi buziaka.
- Nie żeby coś, ale troszkę ciężki jesteś. Może wymienilibyśmy się miejscami - zaproponowałam
- Noo dobra - no i teraz to ja siedziałam na nim. Mogłabym się na nim teraz zemścić, ale wiem że zaraz to on znowu by na mnie siedział, więc postanowiłam być grzeczna.
- Kocham cię - powiedział kiedy leżeliśmy przytuleni do siebie w salonie
- Wiem. Ja ciebie też - powiedziałam i pocałowałam go w policzek.
- Mam szczęście, że cię mam. Wojtek jest głupkiem, że cię zdradził - stwierdził
- Jakby mnie nie zdradził, to bym od niego nie odeszła i bym nie była z tobą - zauważyła
- No tak, masz rację. Jest głupkiem ale z korzyściom dla mnie - teraz to on mnie pocałował. - Pamiętam jak zobaczyłem cie pierwszy raz, na tej imprezie. Przyszłaś wtedy z nim. Byliście tacy szczęśliwi, a ja byłem szczęśliwy z Carolin, wtedy jeszcze nie przypuszczałem, że to się tak potoczy. Musze jednak przyznać, że zrobiłaś wtedy na mnie duże wrażenie, choć nie spodziewałem się, że będziesz taka otwarta. Później siedzieliśmy na tej ławce z Mario.
- Tak pamiętam. Po tym pokłóciłam się z Wojtkiem - jesteśmy już ze sobą długo, ale nigdy nie gadaliśmy o naszym pierwszym spotkaniu.
- Tak, Robert coś wspominał. Później przyjeżdżałaś na mecze, a ja coraz bardziej się zakochiwałem. Kiedy przyjechałaś do mnie po tym jak Carolin mnie zostawiła, poczułem że tez nie jestem ci obojętny. Wiedziałem tez że jesteś szczęśliwa z Wojtkiem. A kiedy zobaczyłem cię przed moimi drzwiami zapłakaną, od razu wiedziałem co się stało. Z jednej strony się ucieszyłem, ale z drugiej było mi cie strasznie żal. Nie byłem gotowy na nowy związek, ale coś mnie do ciebie pchało.
- Tak serio tez nie byłam gotowa, ale też mnie coś do ciebie pchało. Wiedziałam że z tobą będę szczęśliwa, że mnie nie zranisz. I muszę stwierdzić, że też spodobałeś mi się wtedy na imprezie. Może byliśmy sobie już wcześniej pisani, tylko musieliśmy przejść taką drogę, żeby docenić siebie - powiedziałam.
- Może tak - przytulił mnie mocno. - Fajnie tak czasem pogadać.
- Fajnie. Ale wiesz co, jak się zaraz nie ruszymy to spóźnimy się do Łukasza - powiedziałam patrząc na zegarek. Była siedemnasta, a ja musiałam się jeszcze przebrać.
- Masz rację. Idziemy na nogach? - Łukasz mieszka niedaleko od nas, droga zajmuje około piętnaście minut spacerkiem, a niedaleko niego mieszka Kuba.
- Zapowiada się ładny wieczór także możemy się przejść - powiedziałam i poszłam do góry się przebrać


Długo się zabierałam za ten rozdział i nie miałam na niego pomysłu, więc wyszło takie byle co...
Mam już koniec, tylko tego środka jakoś nie mogę wymyślić, ale będę coś kombinować :)

sobota, 2 maja 2015

Rozdział 27

Dziś jest ten dzień. Dzień meczu na który czekałam. Borussia Dortmund - Bayern Monachium, półfinał Pucharu Niemiec. Szkoda tylko że odbywa się na Allianz Arena, a nie u nas. Jeszcze w dodatku Marco ma zagrać, Nie mogę się doczekać tego meczu. Niestety nie pojechałam z chłopakami, zostałam w domu. Będę kibicować przed telewizorem. Nasze pszczółki wczoraj wyjechały. Dziwnie jest w domu bez Marco tak spokojnie, pusto - za pusto jak dla mnie.
- Tylko pamiętaj macie wygrać - powiedziałam mu kiedy wyjeżdżali
- Oczywiście, damy z siebie 200% - pocałował mnie i wyszedł z domu.
Będzie musiał zagrać kolejny mecz przeciwko Mario i Robertowi. Tworzyli tak zgrany team a teraz są przeciwko sobie. Dobrze, że ich przyjaźń nie ucierpiała. Cały dzisiejszy dzień żyłam tym meczem, pozostali mieszkańcy Dortmundu też. Tutaj ten klub to religia. Bardzo trudno dostać bilet na mecz, ponieważ tak szybko się rozchodzą. Dziś nie można usłyszeć innego tematu niż mecz. Przed meczem wysłałam SMS do Marco "Trzymam kciuki. Na pewno wygracie, daj siebie wszystko. Kocham Cię ;*"
Przed telewizorem usiadłam o 20:00, ponieważ nie mogłam się już doczekać. W końcu się zaczęło. Kibice Bayernu przygotowali oprawę, dużo gorszą od tej którą przygotowują nasi kibice i w dodatku podkradli nas pomysł. Rbery jako Batman a Robben jako Robin.Początek wyrównany. Borussia zaczęła dobrze. Przez pierwsze minuty nic się nie działo, obie drużyny atakowały, ale bezskutecznie. Po około piętnastu minutach gra żółto-czarnych siadła. Praktycznie cały czas się bronili i nie mogli przeprowadzić swojej akcji. Muszą się wziąć w garść. Jak tak będą grać na pewno przegrają. Bayern raz po raz atakował i w trzydziestej minucie zdobyli gola. Kto? Lewandowski, znowu nam strzelił, tylko że tym razem już cieszył się z gola. Myślałam, że wyrzucę telewizor przez okno, ale się powstrzymałam,  ponieważ wierzyłam że nasi wyrównają, a później strzelą decydującego gola.  Pierwsza połowa i tak skończyła się szczęśliwie bo tylko przegrywaliśmy 1:0. Po przerwie piłkarze wrócili na boisko, miałam nadzieję, że Klopp ich zmotywował i go nie zawiodą. Obie drużyny wyszły w tych samych składach. Piłkarze Bayernu wymieniali miliony podań, a piłkarze Borussii próbowali im przeszkodzić lecz bezskutecznie. W 55 minucie Lewy strzelił, ale mieliśmy szczęście bo tylko w poprzeczkę, odetchnęłam z ulgą. W naszym polu karnym Schmelcer zagrał ręką, ale sędzia tego nie zauważył. Piłkarze Bayernu byli wściekli, a Guardiola, myślałam że znokautuje tam sędziego. No proszę rolę się odwróciły nasz trener siedzi spokojnie, a trener Bayernu biegła wściekły koło linii. Niech mają za swoje pomyślałam. W tamtym roku sędzia nie uznał prawidłowo zdobytej bramki przez Hummelsa to teraz sędzia nie odgwizdał karnego. Sprawiedliwość jednak istnieje. Miedzy Kubą a Rafinią znowu coś "zaiskrzyło" i ten drugi dostał żółtą kartkę. Około siedemdziesiątej minuty trenerzy sięgnęli po zmiany. Zszedł Alcantara a wszedł nie kto inny jak Robben, a u nas za Kagawe wszedł Miki. I muszę przyznać że była to dobra zmiana po chwilę później Mchitarjan zaliczył asystę przy golu Auby. W pierwszym momencie się przestraszyłam, ponieważ po tym jak piłka przekroczyła linię Neuer ją wyciągnął. Powtórka z tamtego roku - pomyślałam, ale na szczęście ten sędzia nie był ślepy i zaliczył bramkę.Z boiska zszedł Muller, który maił parę okazji, a wszedł za niego Schweinsteiger. I w tym momencie zaczął się prawdziwy mecz. Piłkarze obu klubów walczyli jak tylko mogli. Gdzieś po osiemdziesiątej minucie Robben zszedł z boiska. Ale się nagrał. Nie lubię go.Wszedł za to Mario. Niech jeszcze on strzeli nam gola to będzie super. U nas zszedł Kuba a wszedł Kevin.Teraz to BVB częściej atakowało, ale nie przyniosło to rezultatu. Dogrywka. Wszedł Sebastian a zszedł Bender. Goetze próbował trafić, ale na szczęście Langerak obronił. Reus miał kilka sytuacji by strzelić gola ale Neuer to wyśmienity bramkarz.Kevin dostał czerwoną kartkę za drugi głupi faul. Niech ja go dorwę! Zaczęłam oglądać mecz na klęcząco. Schweinsteiger miał dobre sytuacje do strzelenia gola, ale szczęście dziś nam dopisywało.Pod koniec drugiej dogrywki Langerak wyszedł w powietrze by odbić piłkę i z impetem wpadł na Roberta, który upadł na ziemię. Wyglądało to strasznie. Przeciwnicy domagali się czerwonej kartki dla naszego bramkarza, ale sędzia jej nie pokazał. Lewy się nie podnosi, zaczęłam się martwić. Fakt strzelił nam gola ale to mój przyjaciel. Po kilku sekundach zszedł z pomocą lekarzy z boiska. Wyglądał na oszołomionego. Po dwóch dogrywkach nic się nie zmieniło, więc karne. Matko pokonać Neuera nawet z karnego jest trudno. Do piłki podszedł Lahm. Zamknęłam oczy i modliłam się by nie strzelił. I głos komentatora że poślizgnął się i przestrzelił. Serce zaczęło mi walić. Gundogan strzelił pewnie. Alonso i znów zamknęłam oczy i znów głos komentatora - poślizg i pudło. Khel i jest 2;0. Goetze - powtórzyłam swój "rytuał" ten się nie poślizgnął ale Langerak obronił. Hummels - broni Nuer, który za chwilę podchodzi do karnego. Czyli z Lewym jest coś nie tak - przemknęło mi przez głowę, ale ten strzela w poprzeczkę i WYGRYWAMY. Zaczęłam skakać po pokoju i wrzeszczeć. Takich karnych w życiu nie widziałam. Sprint radości naszego trenera. WYGRYWAMY Z BAYERNEM. Jesteśmy w finale. To nie był mecz Marco, ale dopiero co wrócił po kontuzji, liczy się wygrana. Matko moje serce. Moi kochani. Muszę zadzwonić do Marco, tylko poczekam aż zejdą do szatni. Po godzinie zadzwoniłam do mojego ukochanego
- Gratulację kochanie, nie wiesz jak się cieszę - zaczęłam i usłyszałam krzyki piłkarzy BVB w tle
- Też się cieszę. Wiem że miałem kilka dogodnych sytuacji, ale to nie istotne - słychać było że jest szczęśliwy
- To nie istotne. A co z Robertem, nic mu nie jest? Wyglądało to fatalnie
- Podobno pojechał do szpitala. Też się martwię. Muszę dorwać Mario i z nim pogadać. Kochanie widzimy się jutro, tak?
- Jasne kocham cię bardzo. Nie świętujcie tam za ostro - powiedziałam groźnym tonem
- Spróbujemy, pa.
Mimo szczęścia martwiłam się o Roberta. Wysłałam mu SMS-a
"Cześć Robert. Nic Ci nie jest. Martwię się, wyglądało to strasznie. Podobno jesteś w szpitalu. Proszę Cię daj mi znać co z Tobą."
Pełna euforii poszłam spać.
Kiedy wstałam, była dziewiąta. Nasze pszczółki pewnie będą gdzieś po południu. Ubrałam żółty t-T-shirt z napisem "Berlin Wir kommen" - taki sam jak nasi piłkarze po meczu. Dostałam go od Marco. Dostałam odpowiedź od Lewego "Hej. Miło wiedzieć że się o mnie martwisz. Tak byłem w szpitalu. Na szczęście to "tylko" wstrząs mózgu, złamana górna kość szczęki i nosa. I tak nie jest źle. Mam nadzieję że wykuruję się na mecz z Barcą"
"Ktoś musi się martwić, bo wyglądało to okropnie. Zdrowiej" - odpisałam mu.
Kiedy siedziałam w salonie usłyszałam, że ktoś otwiera drzwi. Wiedziałam że to Marco. Pobiegłam do niego i go przytuliłam. Miał ten sam T-shirt co ja.
- Wrócił mój bohater - pocałowałam go
- ładny podkoszulek - stwierdził kiedy się od niego oderwałam
- Twój tez mi się podoba. Zmęczony? - potwierdził skinieniem głową - Idź się połóż. Wyczuwam, że ktoś świętował hmm?
- No może troszkę - stwierdził z uśmiechem
- Pisałam do Lewego - powiedziałam kiedy siedzieliśmy przytuleni w salonie
- Wiem, dzwoniłem do niego. gadałem też z Mario
- Strasznie to wyglądało.
- Masz rację. Nie obrazisz się jak pójdę do góry się położyć? - zapytał zmęczonym głosem
- Jasne że nie. Należy ci się - pocałowałam go w czoło
- A pójdziesz ze mną? Będzie mi się lepiej spać - zapytał z łobuzerskim uśmiechem
- Lepiej spać? A czy ty przypadkiem nie byłeś zmęczony? - przygryzłam wargę
- Oj tam. Nie zrobisz tego dla mnie? - zrobił tą swoją minkę. Jak mogłabym mu odmówić?

Opis przecudownego meczu. Dla kogoś kto oglądał ten rozdział będzie nudny. Po prostu te karne były genialne, mogę ja oglądać w nieskończoność. Nasze kochane pszczółki nigdy się nie poddają.

I najsłodszy obrazek z tego meczu <3 p="">

I zapraszam na mojego drugiego bloga

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Rozdział 26

Kiedy się budzę Marco już nie ma. Na tak trening. Na szczęście kontuzja nie była taka groźna już wkrótce wróci do gry. Najgorsze dla piłkarza jest to kiedy siedzi bezczynnie i nie może pomóc drużynie. Łukasz też już niedługo wróci. Zastanawiam się kiedy skończy się ta plaga kontuzji? Jak jeden się wykuruje to następnemu się coś stanie i tak przez cały sezon. Klopp niejednokrotnie musiał kombinować ze składem. Zwlokłam się z łóżka i poszłam pod prysznic, a następnie zrobiłam sobie śniadanie. Może powinnam pomyśleć o jakieś pracy?Gadałam już o tym z Marco, ale o mnie chce o tym słyszeć. Następny uparciuch.
- Marco ale dlaczego nie? - próbowałam zrozumieć
- Ponieważ wiem jak to skończyło się z tobą i Wojtkiem. - mówi tylko tyle. Ale wiem o co mu chodzi. Kiedy zaczęłam pracować to tylko i wyłącznie widywaliśmy się w pracy. Też nie chcę, żeby tak się skończyło i Marco. Ale studia muszę skończyć. Może tu mi się to uda. Kiedy tak sobie siedzę słyszę telefon.
- Hej Ewelinka - słyszę głos Wojtka
- O proszę Szczęsny się odezwał - śmieję się. - Co tam?
- To co zwykle. Starzeje się - mówi Wojtek
- No tak w końcu to już dwadzieścia pięć lat, czas umierać no nie?
- No właśnie. Szkoda, że nie było cię na urodzinach.
- Kiedyś to nadrobimy - obiecuję. Czemu nie pojechałam? Sama nie wiem. Marco by mi pozwolił, ponieważ mi ufa. Ale tu nie chodzi o niego, chyba to ja nie chciałam.
- No mam nadzieję. Wpadnij kiedyś do Londynu, chłopaki się ucieszą - proponuje mi
- Zobaczymy co da się zrobić - mówię to bo nie chcę niczego obiecywać.
- Serio pomyśl o tym. Będę kończyć całusy, pa - mówi i rozłącza się. Teraz mam dobre kontakty z Wojtkiem, dzwonimy do siebie często, ale kiedy go widzę wszystko powraca. Wiem, że minęło już trochę czasu, ale to nadal boli. Kontakt przez telefon a kontakt bezpośredni to coś innego. Widziałam się z nim już kilka razy na przykład na ślubie Lewego. W ostatnich dwóch sezonach w Lidze Mistrzów tak się działo że Borussia w fazie grupowej trafiała na Arsenal to i wtedy go widziałam. Moje serce było wtedy rozdarte, no bo komu kibicować? Mojej ukochanej starej drużynie, cz ukochanej nowej? Wychodziło w końcu na to że cieszyłam się z każdego gola. Ostatecznie skończyło się tak, że po czterech ostatnich spotkaniach tych drużyn dwa z nich wygrała Borussia a dwa Arsenal, także jestem w pełni usatysfakcjonowana. Trochę tęsknie za chłopakami z Londynu. Może kiedyś do nich wpadnę. Nagle słyszę dzwonek do drzwi. Nikogo się nie spodziewałam. Idę i otwieram drzwi
- Cześć Ewelina - mówi blondynka - zastałam może Marco? - pierwsza moja myśl "zamknij szybko drzwi", ale nie robię tego
- Cześć Carolin, nie ma Marco jest na treningu, ale za chwilę powinien być. Wejdziesz do środka - uśmiecham się do niej i ręką zapraszam do salonu. Doskonal wie gdzie iść przecież nie jest tu pierwszy raz.
- Pewnie się dziwisz co ja tu robię - i to jeszcze jak myślę, lecz nie mówię tego na głos - chcę tylko porozmawiać z Marco. Chociaż powinnam cię przeprosić - dodaje po chwili
- Mnie, za co? - jestem zdziwiona
- Pamiętasz tę imprezę po zwycięstwie Borussii, na której byłaś? - kiwam głową że tak, więc kontynuuje - byłam dla ciebie bardzo wredna. Przepraszam cię, ale widziałam w tobie przeciwniczkę. Jak się okazało słusznie
- Carolin ... -zaczynam, ale nie pozwala mi skończyć
- Pewnie myślisz sobie, że przyszłam błagać Marco o przebaczenie. Nie spokojnie nie musisz się o to bać. Zrozumiałam kilka rzeczy, zmieniłam się. Przyszłam go przeprosić, za to że go skrzywdziłam. Nie powinnam była tego robić, teraz to wiem. Widzę, że jesteście szczęśliwi i życzę wam jak najlepiej, ale nie mogłabym żyć ze świadomością, że mam jakieś niezałatwione sprawy...
- Kochanie jestem! - krzyczy Marco z progu.
- jestem w salonie, masz gościa - odpowiadam mu. Kiedy wchodzi do salonu staje jak wryty, jego nastrój zmienia się o 180 stopni
- Co ona tu robi? - pyta wściekły - wyjdź stąd!
- Marco uspokój się - upominam go
- Ma do tego prawo - mówi szeptem jego była dziewczyna
- Wysłuchaj jej proszę cię - mówię spokojnie. Patrzę w jego oczy. Jest w nich smutek, żal i złość
- Dobrze - mówi już spokojniej
-  Przyszłam tu by cię przeprosić
- To niczego nie zmieni
- Wiem. Nie przyszłam po to byś do mnie wrócił, bo....
- Bo i tak bym nie wrócił - kończy za nią
- Wiem, że cię zraniłam. Zrobiłam błąd, ogromny błąd teraz to wiem. Nie chce żebyś myślał o mnie jak najgorzej, choć pewnie inaczej nie potrafisz, może kiedyś mi wybaczysz. Naprawdę strasznie cię przepraszam za to co zrobiłam.
- Przepraszam? - prycha Reus - tylko tyle. Wiesz przez co przechodziłem po tym jak mnie zdradziłaś? Byłem załamany. W kółko chodziłem nawalony. Nie widziałem sensu by żyć. Moja kariera piłkarska wisiała na włosku. Na szczęście są ludzie, którym mój los nie było obojętny i wyciągnęli mnie z tego bagna. Nie potrafię ot tak o tym zapomnieć. A teraz proszę cię wyjdź stąd
- Dobrze - idzie a ja odprowadzam ją do drzwi
- Musisz go zrozumieć - mówię jej - naprawdę bardzo cierpiał. Musi jeszcze minąć trochę czasu
- Mam nadzieję że ty się na mnie nie gniewasz? - pyta
- Nie wszystko jest okej - mówię jej, a ona wychodzi. Idę do salonu. Mój ukochany siedzi na kanapie, twarz ma schowaną w dłoniach
- Marco...
- Po co ją tu wpuściłaś ? - pyta zły
- A co miałam zachować się jak dziecko? Zamknąć przed nią drzwi i udawać że jej nie było? - siadam obok niego i go przytulam.
- Może. Zepsuła mi cały dzień.
- Nie myślałeś o tym żeby z nią pogadać, żeby jej wybaczyć?
- Myślałem, ale nie potrafię. Kiedy wszedłem i zobaczyłem ją tu. Kochanie ja nie potrafię. Nie potrafię tak jak ty i Wojtek. Nie potrafię rozumiesz?
- Kochasz ją jeszcze? - zadaje to pytanie. On kiedyś też spytał mnie o to czy kocham jeszcze Wojtka
- Nie da się wyprzeć ze swojego serca osobę którą się tak bardzo kochało. Ona jest jeszcze w moim sercu, ale codziennie jest jej mniej bo ty ją wypychasz - odpowiada to samo co ja mu wtedy - Teraz kocham tylko ciebie - odpowiada i całuje mnie.

I mamy kolejny rozdział. Muszę przyznać że szybko się z nim uwinęłam.
Chciałabym Was serdecznie zaprosić na mojego nowego bloga
 Przeszłość ma wpływ na nas wszystkich,ale to od nas zależy,czy pozwolimy jej dyktować co mamy robić
Zapraszam serdecznie
Pozdrawiam buźka ;*