sobota, 2 maja 2015

Rozdział 27

Dziś jest ten dzień. Dzień meczu na który czekałam. Borussia Dortmund - Bayern Monachium, półfinał Pucharu Niemiec. Szkoda tylko że odbywa się na Allianz Arena, a nie u nas. Jeszcze w dodatku Marco ma zagrać, Nie mogę się doczekać tego meczu. Niestety nie pojechałam z chłopakami, zostałam w domu. Będę kibicować przed telewizorem. Nasze pszczółki wczoraj wyjechały. Dziwnie jest w domu bez Marco tak spokojnie, pusto - za pusto jak dla mnie.
- Tylko pamiętaj macie wygrać - powiedziałam mu kiedy wyjeżdżali
- Oczywiście, damy z siebie 200% - pocałował mnie i wyszedł z domu.
Będzie musiał zagrać kolejny mecz przeciwko Mario i Robertowi. Tworzyli tak zgrany team a teraz są przeciwko sobie. Dobrze, że ich przyjaźń nie ucierpiała. Cały dzisiejszy dzień żyłam tym meczem, pozostali mieszkańcy Dortmundu też. Tutaj ten klub to religia. Bardzo trudno dostać bilet na mecz, ponieważ tak szybko się rozchodzą. Dziś nie można usłyszeć innego tematu niż mecz. Przed meczem wysłałam SMS do Marco "Trzymam kciuki. Na pewno wygracie, daj siebie wszystko. Kocham Cię ;*"
Przed telewizorem usiadłam o 20:00, ponieważ nie mogłam się już doczekać. W końcu się zaczęło. Kibice Bayernu przygotowali oprawę, dużo gorszą od tej którą przygotowują nasi kibice i w dodatku podkradli nas pomysł. Rbery jako Batman a Robben jako Robin.Początek wyrównany. Borussia zaczęła dobrze. Przez pierwsze minuty nic się nie działo, obie drużyny atakowały, ale bezskutecznie. Po około piętnastu minutach gra żółto-czarnych siadła. Praktycznie cały czas się bronili i nie mogli przeprowadzić swojej akcji. Muszą się wziąć w garść. Jak tak będą grać na pewno przegrają. Bayern raz po raz atakował i w trzydziestej minucie zdobyli gola. Kto? Lewandowski, znowu nam strzelił, tylko że tym razem już cieszył się z gola. Myślałam, że wyrzucę telewizor przez okno, ale się powstrzymałam,  ponieważ wierzyłam że nasi wyrównają, a później strzelą decydującego gola.  Pierwsza połowa i tak skończyła się szczęśliwie bo tylko przegrywaliśmy 1:0. Po przerwie piłkarze wrócili na boisko, miałam nadzieję, że Klopp ich zmotywował i go nie zawiodą. Obie drużyny wyszły w tych samych składach. Piłkarze Bayernu wymieniali miliony podań, a piłkarze Borussii próbowali im przeszkodzić lecz bezskutecznie. W 55 minucie Lewy strzelił, ale mieliśmy szczęście bo tylko w poprzeczkę, odetchnęłam z ulgą. W naszym polu karnym Schmelcer zagrał ręką, ale sędzia tego nie zauważył. Piłkarze Bayernu byli wściekli, a Guardiola, myślałam że znokautuje tam sędziego. No proszę rolę się odwróciły nasz trener siedzi spokojnie, a trener Bayernu biegła wściekły koło linii. Niech mają za swoje pomyślałam. W tamtym roku sędzia nie uznał prawidłowo zdobytej bramki przez Hummelsa to teraz sędzia nie odgwizdał karnego. Sprawiedliwość jednak istnieje. Miedzy Kubą a Rafinią znowu coś "zaiskrzyło" i ten drugi dostał żółtą kartkę. Około siedemdziesiątej minuty trenerzy sięgnęli po zmiany. Zszedł Alcantara a wszedł nie kto inny jak Robben, a u nas za Kagawe wszedł Miki. I muszę przyznać że była to dobra zmiana po chwilę później Mchitarjan zaliczył asystę przy golu Auby. W pierwszym momencie się przestraszyłam, ponieważ po tym jak piłka przekroczyła linię Neuer ją wyciągnął. Powtórka z tamtego roku - pomyślałam, ale na szczęście ten sędzia nie był ślepy i zaliczył bramkę.Z boiska zszedł Muller, który maił parę okazji, a wszedł za niego Schweinsteiger. I w tym momencie zaczął się prawdziwy mecz. Piłkarze obu klubów walczyli jak tylko mogli. Gdzieś po osiemdziesiątej minucie Robben zszedł z boiska. Ale się nagrał. Nie lubię go.Wszedł za to Mario. Niech jeszcze on strzeli nam gola to będzie super. U nas zszedł Kuba a wszedł Kevin.Teraz to BVB częściej atakowało, ale nie przyniosło to rezultatu. Dogrywka. Wszedł Sebastian a zszedł Bender. Goetze próbował trafić, ale na szczęście Langerak obronił. Reus miał kilka sytuacji by strzelić gola ale Neuer to wyśmienity bramkarz.Kevin dostał czerwoną kartkę za drugi głupi faul. Niech ja go dorwę! Zaczęłam oglądać mecz na klęcząco. Schweinsteiger miał dobre sytuacje do strzelenia gola, ale szczęście dziś nam dopisywało.Pod koniec drugiej dogrywki Langerak wyszedł w powietrze by odbić piłkę i z impetem wpadł na Roberta, który upadł na ziemię. Wyglądało to strasznie. Przeciwnicy domagali się czerwonej kartki dla naszego bramkarza, ale sędzia jej nie pokazał. Lewy się nie podnosi, zaczęłam się martwić. Fakt strzelił nam gola ale to mój przyjaciel. Po kilku sekundach zszedł z pomocą lekarzy z boiska. Wyglądał na oszołomionego. Po dwóch dogrywkach nic się nie zmieniło, więc karne. Matko pokonać Neuera nawet z karnego jest trudno. Do piłki podszedł Lahm. Zamknęłam oczy i modliłam się by nie strzelił. I głos komentatora że poślizgnął się i przestrzelił. Serce zaczęło mi walić. Gundogan strzelił pewnie. Alonso i znów zamknęłam oczy i znów głos komentatora - poślizg i pudło. Khel i jest 2;0. Goetze - powtórzyłam swój "rytuał" ten się nie poślizgnął ale Langerak obronił. Hummels - broni Nuer, który za chwilę podchodzi do karnego. Czyli z Lewym jest coś nie tak - przemknęło mi przez głowę, ale ten strzela w poprzeczkę i WYGRYWAMY. Zaczęłam skakać po pokoju i wrzeszczeć. Takich karnych w życiu nie widziałam. Sprint radości naszego trenera. WYGRYWAMY Z BAYERNEM. Jesteśmy w finale. To nie był mecz Marco, ale dopiero co wrócił po kontuzji, liczy się wygrana. Matko moje serce. Moi kochani. Muszę zadzwonić do Marco, tylko poczekam aż zejdą do szatni. Po godzinie zadzwoniłam do mojego ukochanego
- Gratulację kochanie, nie wiesz jak się cieszę - zaczęłam i usłyszałam krzyki piłkarzy BVB w tle
- Też się cieszę. Wiem że miałem kilka dogodnych sytuacji, ale to nie istotne - słychać było że jest szczęśliwy
- To nie istotne. A co z Robertem, nic mu nie jest? Wyglądało to fatalnie
- Podobno pojechał do szpitala. Też się martwię. Muszę dorwać Mario i z nim pogadać. Kochanie widzimy się jutro, tak?
- Jasne kocham cię bardzo. Nie świętujcie tam za ostro - powiedziałam groźnym tonem
- Spróbujemy, pa.
Mimo szczęścia martwiłam się o Roberta. Wysłałam mu SMS-a
"Cześć Robert. Nic Ci nie jest. Martwię się, wyglądało to strasznie. Podobno jesteś w szpitalu. Proszę Cię daj mi znać co z Tobą."
Pełna euforii poszłam spać.
Kiedy wstałam, była dziewiąta. Nasze pszczółki pewnie będą gdzieś po południu. Ubrałam żółty t-T-shirt z napisem "Berlin Wir kommen" - taki sam jak nasi piłkarze po meczu. Dostałam go od Marco. Dostałam odpowiedź od Lewego "Hej. Miło wiedzieć że się o mnie martwisz. Tak byłem w szpitalu. Na szczęście to "tylko" wstrząs mózgu, złamana górna kość szczęki i nosa. I tak nie jest źle. Mam nadzieję że wykuruję się na mecz z Barcą"
"Ktoś musi się martwić, bo wyglądało to okropnie. Zdrowiej" - odpisałam mu.
Kiedy siedziałam w salonie usłyszałam, że ktoś otwiera drzwi. Wiedziałam że to Marco. Pobiegłam do niego i go przytuliłam. Miał ten sam T-shirt co ja.
- Wrócił mój bohater - pocałowałam go
- ładny podkoszulek - stwierdził kiedy się od niego oderwałam
- Twój tez mi się podoba. Zmęczony? - potwierdził skinieniem głową - Idź się połóż. Wyczuwam, że ktoś świętował hmm?
- No może troszkę - stwierdził z uśmiechem
- Pisałam do Lewego - powiedziałam kiedy siedzieliśmy przytuleni w salonie
- Wiem, dzwoniłem do niego. gadałem też z Mario
- Strasznie to wyglądało.
- Masz rację. Nie obrazisz się jak pójdę do góry się położyć? - zapytał zmęczonym głosem
- Jasne że nie. Należy ci się - pocałowałam go w czoło
- A pójdziesz ze mną? Będzie mi się lepiej spać - zapytał z łobuzerskim uśmiechem
- Lepiej spać? A czy ty przypadkiem nie byłeś zmęczony? - przygryzłam wargę
- Oj tam. Nie zrobisz tego dla mnie? - zrobił tą swoją minkę. Jak mogłabym mu odmówić?

Opis przecudownego meczu. Dla kogoś kto oglądał ten rozdział będzie nudny. Po prostu te karne były genialne, mogę ja oglądać w nieskończoność. Nasze kochane pszczółki nigdy się nie poddają.

I najsłodszy obrazek z tego meczu <3 p="">

I zapraszam na mojego drugiego bloga

2 komentarze:

  1. Oglądałam mecz, ale rozdział zupełnie nie jest dla mnie nudny, a karne cyrk na kółkach dzień czy dwa dni później znalazłam w internecie parodię tych karnych matko śmiech na sali, pozdrawiam i czekam na kolejny. Co do tego obrazka za każdym razem gdy to widzę to się po prostu rozpływam

    OdpowiedzUsuń